No i to by było na tyle ...
Koniec?
Ano koniec.
I co? Trzeba by, a może nie trzeba, ale chcę, coś napisać. Bo jestem w melancholii. Tydzień minął bardzo szybko. Czy nadspodziewanie szybko, tego nie powiem, bo wiedziałem, że te wakacje będą krótkie. Były krótkie. Normalnie to powinniśmy teraz być na półmetku, a zamiast tego jutro wyjeżdżamy. Smutek jest. Niedosyt jest.
Pogoda nie ubarwiła nam tego wyjazdu, niestety. Było, jak było. Jedyne dwa dni, które można zaliczyć, jako plażowe, tak czy siak były naciągane pod tą kategorię. Deszczu, chłodu natomiast - pod dostatkiem. Miast tego trzy wieczory koncertowe, przy fajnej muzyce, w towarzystwie, z dobrym jedzeniem. W ramach muzycznych wieczorów dwa wyjazdy do Helu. Jeszcze jedna wycieczka do Jastrzębiej Góry. Usadzeni w domu właściwie tylko raz na cały dzień. W sumie nie można było się nudzić. I nie nudziliśmy się. Tylko tego cholernego słońca brak ... To kładzie solidny cień na całokształt.
Krótko. Za krótko. Za mało czasu na wypoczynek, za mało dni, aby wysupłać wystarczająco dni pogodnych z naszego nadbałtyckiego klimatu. W tej mierze, to zaliczyliśmy porażkę. Ale byłbym niesprawiedliwy mówiąc, że nic dobrego nas nie spotkało. Nie, tak nie było. Niedosyt niedosytem, pretensje o pogodę swoją drogą, ale przecież byliśmy tu, dokładnie gdzie chcieliśmy.
W ciągu ostatnich jedenastu lat spędzaliśmy w Dębkach dziewięć wakacyjnych urlopów. Osiem razy się udawało. Ten dziewiąty raz pogodowo nie wypalił. Nauczka jest bolesna - nigdy więcej jednotygodniowego wyjazdu, to zbyt ryzykowne. I z taką nauką w głowie już teraz trzeba planować przyszłoroczny urlop.
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz