Wróciłem do Śmiatka i Szipy.
Druga odsłona nabiera kształtów ...
Zapraszam do DRUGIEGO PRZYPADKU ...
"Podmuchy wiatru chłostaly kostropate rokity porastające obydwa brzegi potoku. Ich poprzerywany długi szpaler odprowadzał wzrok, hen daleko przez łąki, ku ciemnej ścianie lasu majaczącej w oddali. Trawa była już wysoka co sprawiało, że łaciate krowy jakoby pływały w jej gęstwinie zanurzając łby w jej zieloną toń. Rozedrgane słońcem powietrze kipiało grą świerszczy i rechotem żab ze stawu okolonego wysokim sitowiem. Sceneria, jak z obrazka.
Wijącą się zakosami ścieżyną, kicając zabawnie z jednej na drugą suchszą kępę trawy, aby nie umoczyć nóg w nasączonej wodą łące, nadchodziło indywiduum dziwaczne w całej swojej fizycznej istocie. Postać ta niesamowicie wysoka i patykowato chuda, oblecona w szaty zwiewne i obfite, poruszała się z gracją pajęczaka na swych długich nogach obutych w sterane wyrwignoje z długim czubem zawiniętym ku górze. Z lekko przygarbionych pleców zwisał marynarski worek pamiętające lata odleglejsze niż narodziny jego właściciela. Nie był nadto wypchany, co wskazywało na dosyć ascetyczny stosunek do materialnego stanu posiadania wędrowca. Całym swoim kołyszącym się jestectwem sprawiał wrażenie osobnika, który pogodnie płynie z nurtem życia i nie trapi go męczarnia wyboru z wielu dróg do przebycia. Siwe, długie włosy opadające na plecy pozwalały podejrzewać go o dość dalekie posunięcie w latach, ale dziarski krok wskazywał, że duszę miał jeszcze młodą.
Szipa i Śmiatek leżeli na trawie brzuchami do góry i spoglądali na chmury typu cumulus w kolorze białym, a niebo było przy tym niebieskie. Do pełni szczęścia brakowało im jedynie tego, aby - parafarazując klasyka - mogli trzymać ręce na piersiach panienek. To nie było im dane. Jednakże ręce trzymali na równie krągłych i miłych im ciałach ... butelek z piwem.
Z tego błogiego stanu wyrwał ich jakiś ruch, ale nie stanął w progu rudy Mundek Ziutka druch, jeno nieznajomy, który dotarł do nich i zawisł nad leżącymi niczym wielki ptak z powiewającymi długimi siwymi piórami. Do ptasiego skojarzenia jak ulał pasował długi garbaty nos przybysza, niczym dziób kondora, lub innego latającego stworzenia. Przekrzywił głowę i przenikliwie przyglądał się leżącym. A oni jemu. I tak trwała ta chwila w zawieszeniu czasu i zamilkł wiatr w szuwarach, i chmury na niebie przystanęły w niemym zaciekawieniu. "
... całość TUTAJ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz