FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

czwartek, 28 czerwca 2012

Szipy i Śmiatka ciąg dalszy przygód ...


 "  Said jeszcze przez chwilę przyglądał się swoim rozmówcom z miną wyrażająca coś nie do wyrażenia. Jego oczy stężały i świdrowały na wskroś serca Szipy i Śmiatka. Jakby ten wzrok miał zaszczepić w nich tajemniczą moc, ziarno wielkiej tajemnicy, pradawną magię z otchłani czasów i przestrzeni niezrozumiałą współczesnym, minionym, ani przyszłym pokoleniom szarych ludzkich istot. W tym spojrzeniu było jakieś pragnienie i nadzieja.
   I ruszył w dalszą drogę. Tym razem nie kicając jak hazok z jednej kępy na drugą, lecz popłynął jakby nie dotykając stopami gruntu. Poły płaszcza powiewały, mimo że żaden podmuch nie pieścił w tej chwili zielonej łąki wokoło. I zniknął w rozedrganym słońcem powietrzu.
  Szipa i Śmiatek w jednej chwili otrząsnęli się, jak pies strząsa wodę z mokrego grzbietu. Ciarki przebiegły po plecach i krople potu spłynęły po skroniach. Ze świstem jeden za drugim wypuścili z płuc kwaśne już, bez tlenu, powietrze. Poczuli się jakby wypłyneli z głębin, wielkich odmętów ciemnego jeziora. Uczucie zmęczenia było nieznośne. Jakby ktoś wyssał resztki energii z każdej komórki ich ciał. Przedziwne i przerażające to było wrażenie.
- Ty, kto to boł ? - Śmiatek pierwszy wydusił z siebie to nurtujące obu pytanie.
- A bo jo wiym  ...? - Szipa rozłożył bezradnie ręce.
- Ja, ale kaj łon polozł ? Kaj sie ten pieron stracił ? Kaj łon jest ? Godej Szipa, no godej ! - Śmiatek wyraźnie stracił rezon i wraz z powracającą świadomością przyduszony niepokój rozpełzał się pod czaszką.
- Niy wiem ... Boł ... i go niy ma ... I tyla ... - Szipa obracał w ręku podarunek od nieznajomego - zostało ino to - wyciągnął szkatułę w stronę Śmiatka - co robimy z tym ... ?
Śmiatek najwyraźniej nie miał ochoty na poznanie tajemnicy miedzianego pudełka.
- A pieron z tym! Wyciep to do rzeki i tyla ...
To powiedziawszy ruszył w kierunku odległych czerwonych zabudowań ostaniej raji koloni.
Ale Szipa nie miał zamiaru pozbyć się dziwnego daru. Coś mu mówiło, że powinien go zachować, że to nie tak ma się zakończyć ta dziwna historia z przybyszem z niewiadomo skąd.
Schował szkatułkę za poły i ruszył za przyjacielem.
   Minęło kilka dni. Był wieczór. Siedzieli razem w knajpie u starego Ericha i popijali złocisty płyn z grubego szkła. Wokół nie brakowało podobnych im birofili pieszczących swoje kufle z zaangażowaniem bardziej godnym ciał gorących kochanek, a nie skrystalizowanych postaci kwarcu z dodatkiem sodu. Miękkie spojrzenia znad perlistego szkła zdradzały, że nie jeden raz Erich uzupełniał zawartość kufli. W knajpie nie było głośno, ale to tu, to tam stoliki wybuchały rubasznym rechotem zapewne wywołanym świńskim wicem opowiedzianym po raz setny, ale dalej śmiesznym.
   Szipa i Śmiatek celebrowali udany dzionek. Urobili się dzisiaj, ale za to nie na darmo i w kapsie zostało ładnych parę złotówek. Znodli w jednym z zawalonych familoków żeliwne ausgusy i wytargali ze ścian dobre parę kilo miedzianych kabli, które sprzedali na złomnicy wraz z całotygodniowym utargiem zbieraczo-zdobywczym. Aż dziw, że chachory od Walerego nie wyszabrowali takiego dobrodziejstwa. Mieli co świętować.


cdn ..."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz