FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

sobota, 2 czerwca 2012

Tygodniowe rozliczenia

To by wyczerpujący tydzień.
   Środowy wyjazd do stolycy - poza niedogodnością w postaci siedmiu godzin w pociągach - był całkiem udany. Szkolenie, okazało się nie być szkoleniem, tylko sprawdzianem predyspozycji, których wyniki poznamy za jakiś czas. Wraz z nimi zostaną nam przedstawione kierunki w jakich powinniśmy pójść, szkolenia jakie odbyć, żeby podnieść swą wartość zawodową. Jestem wielce ciekawy czego dowiem się na swój temat. Z każdego kąta sali śledziła poczynania uczestników para dociekliwych oczu i uszu i czyniła zapiski z tego co zaobserwowała. A że nie był to jeden obserwator, pewnie wyciągną jakąś średnią z wniosków na nasz temat i dopiero wtedy przedstawią je zainteresowanym.
   Ostatni raz jeździłem pociągami chyba z 10 lat temu, jeszcze w czasach mojego studiowania w Katowicach na Uniwerku. Muszę więc przyznać, że w PKP znacznie się zmieniło. I dworce, i same pociągi są czyste, nie śmierdzą. Składy jadą cicho, podróż jest przyjemna i szybka. Przedziały są w miarę wygodne - na ile takie mogą być. No i klimatyzacja - co mnie zadziwiło. Troszku odpadłem od rzeczywistości od kiedy podróżuję wszędzie samochodem. Tym milsze było zaskoczenie naszą koleją. Oczywiście poza kwiatkami tego typu, że na jedną podróż musiałem mieć rożne bilety sprzedawane przez rożne kasy (sic!), ale takie absurdy należą do kolorytu, folkloru przynależnego naszej pięknej krainie. 
   Jednodniowa przerwa w bytności w pracy zachwiała oczywiście moją skrzynką mejlową w ten sposób, że nie wyszedłem już na prostą do końca tygodnia. Ale do tego będę musiał się na dobre przyzwyczaić. W ostatnich dwóch dniach miałem dwie rozmowy z kandydatami na nowych pracowników - niestety, bez perspektyw, co mnie martwi coraz bardziej. Kolejne spotkanie w poniedziałek. Poza tym jakoś wszystko to co mega pilne udało mi się poskładać do kupy i zakończyć jako-tako ten tydzień, ba, nawet w niezłym nastroju, z poczuciem dobrze wykonanej roboty. W tym dobrym nastroju podtrzymała mnie informacja, że doszedł z Francji zamówiony przeze mnie bagażnik dachowy na naszego Leona. co ciekawe złożone wcześniej zamówienie, wpłacenie zaliczki wcale nie było równe temu, że ten bagażnik dostanę - dziwne ? Bardzo, ale prawdziwe. Dlatego ucieszyłem się, ze się udało i tym samym zaoszczędzę sporo kasy na bardziej "klasowy" model, którego zupełnie nie potrzebuję. Biorąc pod uwagę to, że bagażnik ten jest mi potrzeby na dwa tygodnie w roku, nie mam zamiaru inwestować niewiadomo jakich środków w jego pozyskanie. Jak by nie było, wpłaciłem jeszcze zaliczkę na kufer dachowy i umówiłem się na za trzy tygodnie na montaż wszystkiego. Termin będzie w sam raz, bo na dwa tygodnie przed wyjazdem.
   Co do wyjazdów jeszcze. Za tydzień jedziemy na wesele do kuzyna mojej małżonki. Dawno nie byłem na weselisku. Mam nadzieję, że będzie fajnie. Jedziemy z Wiktorią, więc trochę się obawiam, jak to będzie. Z drugiej strony, jest już duża i nie powinno być powtórki z traumatycznego dla mnie wesela szwagra, kiedy to mała Wiktoria zupełnie nie wpisała się w sytuację i pozostały mi jeno wielce kiepskie wspomnienia tamtego wyjazdu. Ważne tylko, żeby na dobre się już pozbierała z tego chorowania. W tym tygodniu dwa razy była w kontroli w przychodni. Na koniec lekarka kazała przetrzymać ją jeszcze w domu aż do końca przyszłego tygodnia. To już będzie miesiąc jak siedzi w domu. Masakra. Oby te tony antybiotyków, które musiała połykać nie zrobiły jej krzywdy.
   Przyszły tydzień zapowiada się bardzo ciekawie nie tylko ze względu na wyprawę na kieleckie weselisko. W czwartek Boże ciało - więc dzień wolny. Mieliśmy z Wiktorią być wtedy z babcią M. w Międzybrodziu, ale ze względu na nie do końca "wychorowanie" się i ogólnie kiepski i wydelikacony teraz stan małej, postanowiliśmy jednak nie jechać na łono natury. Noce jeszcze zimne, a ostatnie co by jej teraz było potrzeba, to przeziębienie się.
   Piątek po Bożym Ciele mam tradycyjnie wolny. Tak oto w tygodniowym pojedynku "wolne vs robocze", te pierwsze wygrywają 4:3 co niezmiernie napawa mnie optymizmem i wywołuje rogala na gębie. Jakoś przeżyć te trzy dni, a potem długi weekend.
   Tymczasem należy się zacząć upajać bieżącym weekendem, który spędzimy raczej w domu na błogim leniuchowaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz