FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

piątek, 31 sierpnia 2012

3 x koniec

Koniec sierpnia.
Koniec wakacji.
Koniec lata.
Na termometrze 18,4 st.C, niebo zaciągnięte chmurami z których od czasu pokapuje deszcz.
Jedyne co w plusie to to, że dzisiaj piątek - i tego się trzymajmy.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Zapach jesieni

Dwa dni temu chiałem napisać z tryumfem wyrażonym słowami, że oto noc wciąż pachnie latem. Była ciepła, aromatyczna, gwiaździsta.
Od wczoraj jednak coś się porobiło w pogodzie. I nagle niewiadomo skąd pod nogami szeleszczą pierwsze opadłe liście, a w powietrzu unosi się wilgotny zapach jesieni. Za oknem teraz 12,7 st.C. W sumie nie jest źle, jak na tą porę. Ale to już nie to, co tydzień lub dwa temu, kiedy ziemia oddawała nocy gorące tchnienie dnia. 
Ciekawe, czy latu uda się jeszcze wybronić przed zakusami siostry w powłóczystej sukni utkanej z czerwieni, złota i brązów ... ?

sobota, 25 sierpnia 2012

Wydmowe obrazki


Kilka nowych obrazków w moim albumie ...
Takie pustynno-wydmowe ... swojskie.
Plecam w pełnym rozmiarze oglądać i chłonąć pełną piersią odcienie bałtyckiego błękitu.










Pół księżyca na niebie i gin z tonikiem

Skończyłem robić fotoksiążkę dla mamy. Kurcze, "robić" brzmi mi jakoś plebejsko i niefajnie. Ale, jak powiem tworzyć, to będzie deczko śmiesznie. No więc jak, komponować ? Ni w kij ni w oko. Powiedzmy, że wyżyłem się artystycznie, na poziomie własnego poczucia estetyki z domieszką obiektywego poczucia co dobre w fotografii i z dużą porcją syntymentu koloryzującego na wskroś wspomnienia z minionych wakacji. Ble, ble, ble ... ale i tak jestem ciut dumny z wyniku. A co ! Sam order se na piersi zawieszę.
Co ciekawe, w porównanie do książki "dla nas", ta babcina wydaje mi się lepsza. To normalne, zawsze tak mam robiąc kolejne. Ale tym razem chyba wiem gdzie tkwi przyczyna. Dzisiejsze "dzieło" jest kwintesencją, sprowadzoną do zestawu liczącego 26 stron fotografii, które są tym co najlepsze ... a przynajmniej najlepiej odzwierciadlającymi, dokumentującymi te dwa tygodnie nad morzem. Natomiast w "naszej", 50-stronicowej wersji zamieściłem jak najwięcej fotografii, bo każdej było mi szkoda pominąć. Może stąd to poczucie, że coś nie gra, że nie jest to jeszcze wersja gotowa do druku, że trzeba coś poprawić, przekomponować, podmienić, uzupełnić. Jeszcze pewnie nie raz będę pieścił jej strony zanim złoże zamówienie.
Za oknem dzisiaj tylko połowa księżyca świeci. Po gorącym dniu (31 st.C popołudniową porą gdy wracałem z pracy) pod wieczór spadł rzęsisty deszcz schładzający atmosferę. Powietrze się ochłodziło i teraz noc tańczy w porywach wiatru, który być może przygna jakąś burzę w te strony. Nie mam nic przeciwko temu, byle by rano słońce obudziło mnie łaskocząc promieniami po nosie.
Nie chce mi się spać. Pewnie bym zasnął bez problemu, ale szkoda mi tych fajnych nocnych godzin. Jeśli teraz się położę, to kilka godzin odejdzie w zapomnienie. A tak mało tych minut w każdym kolejnym dniu. Gin z tonikiem wpisuje się w tą scenerię, jakby to rola pisana specjalnie dla tej zroszonej wysokiej szklaneczki była. Odganiam od siebie myśli odwołujące się do racjonalnego podejścia do sprawy. Co mi tam, że się nie wyśpię, kiedy głowa w tej chwili wybrała właściwy tor dla myśli i nie pędzi expresem ku zatraceniu. Jest git, jest dobrze. Nie rozmyślam. To już dużo. 

czwartek, 23 sierpnia 2012

Wigilia piątku

Kolejny gorący sierpniowy dzień. Tylko pozazdrościć tym, którzy urlopują się w drugiej połowie miesiąca. Jeszcze teraz, choć słońce już dawno się schowało i niebo już czarne, termometr pokazuje 22 st.C. Całkiem przyzwoita temperaturka, prawda ?
Dzisiaj więc czwartek. A to już tylko o rzut beretem do sensu tygodnia, do weekendu. Po drugiej stronie szlabanu dzień, jak co dzień. Pół dniówki niemalże, vis-a-vis przy jednym stole z szefem. Wyczerpujące mentalnie, ale w dosyć swobodnej atmosferze i z prawdą powiedzianą prosto w oczy. Pytanie, czy ta szczerość to krok w dobrym kierunku. Czas pokaże. 
Wyjeżdżam za szlaban z balastem rozterek i pełną głową zawodowego galimatjasu. Ten stan od dłuższego czasu nie opuszcza mnie ani na krok. Kłade się spać fedrując, śnię o tym samym, a rano spod opuchniętych powiek nie mogę wypędzić tego samego, wciąż napierającego na mózg ciśnienia. Zatraciłem się w tym. Wiem, że to źle, ale tak jest. Już raz przeżyłem taki okres i przypłaciłem to niejednym siwym włosem na głowie. Teraz pewnie nie będzie inaczej. Byle bym nie wyłysiał !
Królestwo za konia ! Nie ! Królestwo za ... dzień bez rozmyślania, rozważania, kombinowania, układania scenariuszy, ustawiania klocków, opracowywania wersji, wybierania alternatyw, pisania procedur, rysowania schematów ... O tak, to jest to ! Przydałby mi się urlop he, he ...

niedziela, 19 sierpnia 2012

Lawendowy dym, spadające gwiazdy, punk i świerszczy granie

Ostatni taki w sezonie. Szczególnie, że w fantastycznej oprawie upalnej, słonecznej pogody. Weekend podobny wielu ostatnio podobnym, ale pozbawiony wad i niedoróbek poprzedników. Można by powiedzieć ocierający się o doskonałość.
Sobota pogodna, ciepła, choć jeszcze nie tak upalna jak niedziela. Dojechaliśmy na miejsce gdy słońce było jeszcze na tyle wysoko, że rozpalenie grilla odłożyliśmy na późniejszą porę. Zamiast tego można było przy kawce i piwku kontemplować przyrodę, chłonąć łąki granie i napawać się słonecznymi promieniami. 
Koło zachodu słońca rozpalony grill. Co tu dużo mówić - nie dodam w sumie nic. Poza jednym tylko. Otoż po skończonej konsumpcji wrzuciłem na rozżarzone węgle naręcze lawendy o kwiatach mniej i bardziej przekwitłych. Łał ! To był dopiero czad. Niesamowicie aromatyczne gęste kłęby słodko-gorzkiego dymu snuły się po całej okolicy. Z grilla zrobiło się fantastyczne kadzidło. Zafundowaliśmy sobie i okolicy zapachowe doznania tak inne od tradycyjnego aromatu grillowanej kiełbasy. 
Podobno dopiero na pustyni można naprawdę porządnie popatrzeć w gwiazdy. To tam niebo jest tak czyste, że gwiazdy są na wyciągnięcie ręki. Dla mnie jednak beskidzkie gwiaździste noce są wystarczająco emocjonujące w tym temacie. Kiedy wszystkie światła w okolicy pogasną, księżyc jest w nowiu, a niebo bez woalu mgły i chmur pozbawione, wtedy z zadartą do góry głową mogę wpatrywać się w firmament. Niebo upstrzone milionem migoczących gwiazd wręcz napiera na świat na dole, a wyrazista Droga Mleczna jest jak namalowana. Po najgłębszej czerni nieba pędzą we wszystkich kierunkach sputniki i inne satelity, a spadające gwiazdy znaczą ślad i wypalają się z sykiem nad horyzontem, jakby wpadały do wody (mógłbym przysiąc, że to słyszałem). Mógłbym tak siedzieć i patrzeć i patrzeć i patrzeć ... aż by mnie świt zastał. Szkoda snu na taką noc.
Cisza nocy nie jest pozbawiona dźwięków. Najwyrazistszym, najdonośniejszym jest granie świerszczy, czy też innych cykad. Momentami natężenie tej melodii jest naprawdę nie do opisania. Właśnie ono jest nieodłącznym elementem lata, jego scenerią, plastycznym tłem malującym letnią pogodną noc.
Wczorajszy wieczór miał też inną muzyczną oprawę. Otóż gdzieś na dole we wsi był koncert. Trudno mi powiedzieć skąd dobiegało odbijające się od gór granie. A było ciekawe i głośne. Kapela cięła ostre punkowe kawałki. Heh, tego jeszcze w Międzybrodziu nie było !
Niedziela upalna i to bardzo. W cieniu temperatura 31 st.C. Poszliśmy z Tuśką na basen.
I tyle. Reszta to pakowanie gratów i powrót do domu. I tylko taki mały żal pozostał, że teraz to już naprawdę końcówka wakacji i lata.

piątek, 17 sierpnia 2012

Tydzień dwóch piątków

Najlepsze są niespodziewanki.
Tak też było.
Rześka, gwiaździsta sierpniowa noc doprawiona świerszczy graniem. Tyle powinno wystarczyć, aby opisać kwintesencję kolejnego wyjazdu do Międzybrodzia. Tym razem zupełnie niespodziewanie i dla nas i dla Tuśki z babcią, które wcale się nas nie spodziewały. Zajechaliśmy tam dopiero wieczorem, bo Kamka we wtorek pracowała normalnie, czyli długo. Ale nie zmarnowaliśmy ani minuty, bo prosto ze sklepu wyruszyliśmy w drogę.
Było warto. Pogodny krótki wieczór i długa letnia noc. Tradycyjny grill na wakacyjne dopasienie brzucha, piwko i karty do 3:15 nad ranem. A w świąteczną środę 15-go sierpnia pojechaliśmy z Tuśką do Tresnej na rejs wycieczkowym stateczkiem po jeziorze Żywieckim. Nie był to może rejs na miarę tego po Bałtyku, ale też było fajnie. Środa żegnała nas zaskakująco optymistycznym rozpogodzeniem - zrobiło się ciepło i słonecznie. 
Mijający tydzień jest magiczny. Z jednej strony miał dwa poniedziałki, ale z drugiej miał też dwa piątki, co wynagradza w dwójnasób mentalnie paskudne niby-podwójne tygodnia rozpoczynanie. Taki tydzień bardziej jest do strawienia. A jak dzisiaj znowu mamy piątek, to oczywiście jutro sobota i ... i dawaj do Międzybrodzia ! Szkoda, że to już końcówka. Z planu górskiej wycieczki nic nie wyjdzie - sam zrezygnowałem (sic!). Doszedlem do wniosku, że byłoby to zbyt obciążające nie tylko mnie, ale przede wszystkim dla dziewczyn. Po całodniowym chodzeniu po szlaku trzeba by jeszcze spakować graty i wrócić do Zabrza, a to dosyć mało zachęcająca perspektywa. Zostawimy więc pokazanie Tuśce prawdziwych gór, na przyszły rok. Trochę mi szkoda, ale ...
Tydzień w pracy przyniósł ciąg dalszy rewolucji. Szrapnele wokół wybuchają rozsiewając śmiercionośne odłamki. Sztuką jest zgrabnie unikać raniących pocisków, ale i mnie jeden dosięgnął. Trudno mówić aby krwawił po tym trafieniu, ale rana celnie zadana może od środka mnie wykończyć. Wszystko na co muszę teraz zważać, to aby nie połamać nóg w tym pędzie. Kolejne zadania i wyzwania, którym trzeba podołać. Dałem sobie wrzucić na plecy kolejny wór, ugiąłem się przed sugestywną perswazją i żuję teraz łykowaty temat, którego nijak przetrawić nie mogę. Tyle myśli naraz mam na myśli, że łeb rozsadza. Zrealizować wizje mam nieliche, a środków ku temu brak. Uda się z tego wybrnąć, czy nie ? 

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

TV

W TV uroczystość zakończenia XXX Olimpiady Londyn 2012.
Ale jak to tak? 
Od czerwca telewizor pokazuje mi sportowe torciki: najpierw Mistrzostwa Europy w piłce nożnej, potem krótka przerwa na urlop i już na ekrania była Olimpiada.
A co będzie jutro ?
Co zrobić teraz z tym czterdziestodwu calowym pudłem z kolorowymi obrazkami, skoro kończy się jedyne warte śledzenia przedstawienie ? Filmy usypiają, polityczne wiadomości doprowadzają do torsji, prognozy pogody nigdy się nie sprawdzają, a muzyka jest na youtube ... 
No to jaki pozostał teraz powód odpalenia TV-pudła, skoro ani meczu, ani innych zawodów rangi poruszającej mą osobistą dumę narodową nie ma, hę ?
Gdyby to już zima przynajmniej byla, to można by nim nieco ogrzewać mieszkanie.
Gdybym częściej czytał książki poza wanną, to może by mi przyświecał jako lampka nocna.
Gdyby na necie nie było Antyradia, to może w TV bym sobie go posłuchał, ale przeca jest w sieci.
No to co ? Zafoliować i do piwnicy ? :))))))))))))))))

niedziela, 12 sierpnia 2012

Szalony plan ?

 A co by było, gdyby zwieńczyć wakacje wyprawą na Babią Górę ???

Gdyby tak pogoda dopisała ... hmm ...

Chęci by były - bez wątpienia !
Dreszczyk emocji - a jakże !
Zew gór - oczywiście !
Foto wyzwanie - w ciemno biorę !

Czy taki plan ma rację bytu ???
Czy rzutem na taśmę można by jeszcze coś wyciągnąć z tego lata ?

Fotoradar

Dostałem otóż, za potwierdzenem odbioru, niechcianą fotografią z zabitej dechami wiochy o mianie Wicko. Jednak przyszło. A już myślałem, że nie znajdę tego śmierdzącego zbuka w skrzynce. Całe szczęście, że tylko "stówa" i dwa punkty. Ale i tak do dupy taki interes.
Tak przy okazji, to ponownie zadaję sobie (i nie tylko sobie) pytanie, jak to jest, że miast w infrastrukturę dróg, samorządy i wszelakie władze mniej lub bardziej godne szacunku, wolą inwestować w fotoradary ? Dlaczego zamiast tworzyć lepsze warunki do jazdy uskutecznia się łapanki na dziurawych drogach ? Dlaczego zamiast jechać szybko, ale bezpiecznie, muszę skupiać się na unikaniu fotoradarów, zamiast patrzeć na drogę po której jadę ? I niech mi nikt nie mówi, że to nie wpływa bardziej na wypadkowość, niż ta "zbyt szybka jazda". Powiem więcej, to że nie skupiam się na warunkach drogowych, tylko na niezliczonych słupkach, które mogą mi zrobić fotkę, to czyni mnie bardziej niebezpiecznym, niż to że pustym polem jadę paręnaście kilometrow szybciej, niż tego sobie życzy ten czy inny mądrala. Nie dość, że każdy kierowca jest w takiej sytuacji rozpraszany przez kolejną informację o "kontroli radarowej", nie dość że ciągłym wyhamowywaniem do absurdalnej nieraz prędkości marnuje paliwo, to sprawia tym zagrożenie dla innych użytkowników dróg. 
Bla, bla, bla ... Budżety samorządów i policji trzeba przecież czymś zasilać, no nie ?

Reset z przyległościami

Weekendowy reset rozpoczął sie szybciej niż się tego można było spodziewać, bo już w piątek.
Otóż kuzyn mój z rzadka widywany, zajechał wraz z rodziną, z wizytą na ziemie przodków. Tak też się złożyło, że zaprosił nas na wieczorne gaworzenie przy tym i owym. A że zakotwiczył u teściowej swej szanownej, to właśnie w jej progach gościć nam się przyszło. Począwszy od ogrodowego  wiatru i słońca kawą zapijanie, po już iście wieczorne, domowe przy stole raczenie się. Wieczór postępował płynnie ku godzinom zaawansowanym już na cyferblacie, a wizyta, jak miła, tak ku końcowi się mieć zdawała. Trzeba było do domu wracać. Ale godziny spędzone w tym znamienitym towarzystwie, wielce szykowne i godne zaistnienia były. Bardzo fajnie było.
W sobotę szybkie zakupy niezbędne do resetu kontynuowania. I jak najszybciej się dało, tak wyruszyliśmy do Międzybrodzia. Pogoda nie rozpieszczała, więc miast ogniska rozpalenia, uskuteczniliśmy grillowanie na tarasie. Wieczór mimo, że chłodny i zakrapiany deszczem nie mogę uznać, za niemiły mej duszy. Wręcz przeciwnie. To że zabrakło mu magii dwóch poprzednich, spędzonych przy trzaskających płomieniach ogniska, niewiele zmieniło. Może tylko tyle, że w miarę szybko przenieśliśmy się do środka umykając przed chłodem i wilgocią nocy. Do mety dnia doszlusowaliśmy ucząc Tuśkę gry w statki. Jakoś sobota sama wygasła koło północy. Towarzystwo po cichu pozasypialo zostawiając mnie samego nad stronicami doczytywanej gazety. Dopiłem piwo, jeszcze raz wyszedłem na taras by spojrzeć w gwieździste niebo i na utopione w mglistych kłębach uśpione Międzybrodzie i też poszedłem spać.
Niedziela mimo, że od dnia poprzedniego sporo cieplejsza, też deszczu nam nie poskąpiła. Dopiero po południu słońce nieco rozgrzalo zawilgocony świat. Poszliśmy więc na spacer do wsi, na lody, nad jezioro. Potem kawka i do domu. Tuśka bardzo niezadowolona popłakała się gdy odjeżdżaliśmy. Jakoś z takim kacowatym grymasem pędziłem ku domu.
I co - zresetowany ? Niezbyt. Właśnie nie jest tak, jak być powinno. Zabrakło czegoś co zmyłoby szlam minionego tygodnia i czystego postawiłoby mnie na progu kolejnego. Po głowie coś dalej się tłucze i śmierdzi troskami wszelakimi. A to zły prognostyk na poniedziałek. 
Może to zbliżajacy się koniec lata, może to fakt, że za tydzień praktycznie chyba ostatni dla nas wakacyjny, w pełni tego słowa znaczenia, weekend ...? Jak by nie było, nie klepię w klawiaturę  z uśmiechem na ustach i w duszy.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Spacerek

Wczorajszy wieczór był wielce osobliwy. Otóż wyciągnąłem Najlepszą z Żon na wieczorny spacer. A to nie byle co! I na dodatek na łono natury ! Ha, no to poszliśmy na łąki, przez pola i las, za groblę, przez chaszcze i błota, aż po staw na Helence. A potem w drugą stronę, ale już nie lasem, a drogą. Po survivalu, jakim okazał się spacerek przez łąki Najlepsza z Żon postawiła mocne veto w sprawie powrotu tym samym szlakiem.
Fajnie tam na zabrzańskich rubieżach, jakoś tak sielankowo, cicho i kolorowo. Dopóki nie dojdzie się do głównej drogi, można się poczuć, jak w turystycznej mieścinie gdzieś hen daleko za górami i lasami.
Wracając do Rokitnicy wstąpiliśmy z niespodziewaną króciutką wizytą do znajomych, z którymi jakoś nie potrafimy się zmówić od długich miesięcy.
Było już ciemno, jak dodeptaliśmy do domu.
Fajnie było.

środa, 8 sierpnia 2012

Statystyka

Kilka liczb.
Prawie 8 lat.
W tym czasie naliczyłem: 
-10 szefów produkcji
- 6 osobistych przełożonych, w tym aż 5 w minionych ostatnich 11 miesiącach (sic!) 
What is the F*** ???
Dokąd to wsio zmierza, hmm ?

niedziela, 5 sierpnia 2012

Po weekendzie

Było, jak miało być.
Jako podsumowanie tylko tyle. Co powiecie na taki oto scenariusz ?
Ciepła księżycowa noc. Druga w nocy. Blask ognia, mruczące tańczące płomienie skaczące po bukowych szczapach. Już po ucztowaniu, po kiełbaskach, po kartoflach upieczonych w żarze i omaszczonych czosnkowym masłem. Obok ogniska rozłożony szary wełniany koc, na którym leżę wpatrzony to w ogień, to w niebo. Schłodzone piwo i donośny śpiew nocnych świerszczy. Coś jeszcze dodać ? 
Niedziela obudziła nas zawieruchą za oknem. Skąd ten wiatr po tak idyllicznej nocy ? Nie mam pojęcia. Potem na dodatek deszcz i burza, które skutecznie pokrzyżowały moje plany pójścia z Tuśką na basen. Ale po południu się rozpogodziło i znowu na termometrze około trzydziestki. Trzeba było to wykorzystać. Po obiedzie więc poszliśmy na spacer, na lody, na pierdołowate zakupu i co najważniejsze na rowerek wodny. Godzinka pedałowania dla zdrowia i przyjemności. Na koniec partyjka badmintona i kopania piłki.
W domu o 22:30 po dwóch godzinach jazdy. I tyle. Jutro poniedziałek.

piątek, 3 sierpnia 2012

Jak ja lubię piątki!

Po kolejnym upalnym dniu przyszła burza, która schłodziła świat do 20,8 st.C o godzinie 21:00. To całkiem przyzwoity wynik, nawet jeśli w ciągu dnia było dziesięć stopni więcej. Sierpień naprawdę nie rozczarowuje - jest taki, jaki powinien być. Weekend zapowiada się znowu z ponad trzydziestostopniowymi temperaturami okraszanymi burzami. Piękny obraz lata nam się maluje, aż żyć się chce.
Relaksująca szklaneczka ginu napawa optymizmem. Jutro sobota. Po południu jedziemy do Ziutka na urodziny, a potem do Międzybrodzia, to Tuśki, która tęskni jakoś nadmiernie - przynajmniej przez telefon tak brzmi.
Przerobiłem wakacyjne zdjęcia. Ostało się ponad cztery setki przygotowanych do wykorzystania obrazków. Mam więc niezłą bazę do stworzenia fotoksiążki. Już dość namarudziłem, że nie będzie z czego posklejać tą urlopową fotoopowieść, ale teraz już wiem, że nie będzie tak źle. Dopieszczę to co mam i będzie dobrze. Na dobry początek zamówiłem dzisiaj trochę odbitek. Nie ma to jak trzymać fotografię w ręku, na papierze, nawet na tym nie do końca fotograficznym, który aromatem ciemni nie trąci.


Przy okazji kilka plażowych wariacji (dla pełnej krasy kliknąć oczwiście).







środa, 1 sierpnia 2012

21:10 temp 23,3 st.C

Fajny letni, ciepły wieczór 21:10 temperatura 23,3 st.C, bezchmurne niebo. 
W TV Olimpiada, na biurku szklaneczka gin+tonic+plasterek limonki ... wsio na lodzie oczywiście; tak lubię...


Po typowym dniu w pracy (cztery meetingi, jedna prezentacja przed zarządem, około mnóstwo innych spraw i mejli) udane popołudnie na zakupach i u teściowej. Wieczór zapowiada się tradycyjnie (poza tym ginem), tzn przy kompie, przy obrabianiu zdjęć z wakacji - powiedzmy, że to atrakcyjna opcja na spędzenie kolejnych paru godzin. 
Lubię takie wieczory gdy za oknem ciemno, a wciąż ciepłe powietrze stoi nieruchomo, jest wręcz namacalne i przepełnione aromatami lata, pola, żniw, traw i Bóg wie jeszcze czego. Chce sie je wdychać, chce się je smakować ...