Cytując klasyka: "... no i cały misterny plan w pizdu".
Zgrzeszyłem trzykrotnie. Jak Piotr trzy razy zaparł się Nauczyciela, tak ja trzykrotnie odwróciłem głowę od zbawiennego detoxu, któremu się poddałem. "Zaprawdę powiadam, że nim kur trzykrotnie zapieje o poniedziałkowym świecie, ty zeżresz to co nie powinieneś". I stało się. Zgrzeszyłem niemiłosiernie i nawet pisząc te słowa przegryzam jeszcze pszenne zdradzieckie paluchy. O ja niedobry! Czy wrócę na ścieżkę żywieniowego oświecenia? Hmm ...
Ale było warto zgrzeszyć.
Piątek.
To był bardzo dłuuuuugi dzień. A finisz był dosyć spektakularny. Dzień Odlewnika i firmowy event. Było wszystko to co potrzebne do świętowania, dobrej zabawy, łącznie z muzyką i towarzystwem szytym na miarę tego wydarzenia. To był wielce udany wieczór.
Sobota.
Początek na lekkim "wczorajszym", troszkę słabo, z czasem do normy. Potem urodzinowi goście Pierworodnej. O Boziu! To było dopiero doznanie. Stado 11-to latków w zagęszczeniu na metr kwadratowy zapewniającym takie skumulowanie energii, że studzenie reaktora atomowego to przy tym pestka. Traumatyczne przeżycie. Lekkie przestudzenie tego ładunku nastąpiło w trakcie godzinnego przepędzenia stada do Nota Bene w celu wypasu na pizzowym cieście. Końcówka w domu dopełniła to huczne świętowanie. Koniec końcem, dało się przeżyć.
Niedziela.
Drugi dzień urodzinowania. Tym razem rodzinnie. Tradycyjnie.
No i mamy grudzień. Ten magiczny bardzo krótki miesiąc w roku. Lada chwila Święta, potem Sylwester i mamy Nowy Rok. Zima gdzieś tam czyha za rogiem raz po raz szczypiąc ziąbem i posypując śniegiem. Ja jednakowoż mam nadzieję, że przynajmniej w drugiej połowie stycznia świat przykryje się grubą warstwą śniegu. Dlaczego? Bo mam plan, ba, plan mam już zaklepany i zarezerwowany. Ale o tym kiedy indziej ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz