Się nam jesień nie popisuje, jak na razie. Buro i ponuro, na dodatek wilgotno. Co rusz z nieba to pokropi, to poleje. No i wieje. Taka pogoda nie nastraja mega optymistycznie ;) Ale zimno nie jest, bo ok 15 st.C przy takiej aurze, jest do wytrzymania. Wyglądam z utęsknieniem słońca - już mi go bardzo brak. Wystawić pyska ku Złotemu, wciągnąć nozdrzami aromat jesieni, zbierać błyszczące kasztany - tego mi się chce. Zresztą już umówiliśmy się z Tuśką na zbieranie kasztanów, jak tylko pogoda się poprawi. A ma być ponoć jeszcze ładnie, prawdopodobnie już w przyszłym tygodniu zawita do nas Złota Polska Jesień.
Pierwszy dzień tygodnia upłynął w zrównoważonej atmosferze umiarkowanego spokoju. Oznacza to, że nie jestem w wisielczym nastroju, ale i nie jestem uchachany po pachy. Ot normalny poniedziałkowy standard, powiedzmy takie matematyczne "plusowe zero". I oby tak "nudno" i beznamiętnie ten roboczy tydzień dalej się toczył.
Jeszcze bez auta - tzn Lew nadal w reperacji. Już za niedługo okaże się, jak mocno znowu potrafi zaryczeć. Tajemnicą poliszynela jest to, ile mnie szarpnie to jego SPA. Ni mniej, ni więcej, jak ... SPORO :) Ale najmniej ciekawa jest zasłyszana opinia, że zdało by się co nieco jeszcze do wymiany - ale o tym sza! W kolejce do wydatków grzecznie stanąć proszę i grzecznie czekać na swój czas!
Rodzi się we mnie ochota na reaktywację sezonu pływackiego. Jeszcze nic Tuśce nie mówiłem, ale przymierzam się już na dniach do pierwszej jesiennej odsłony basenowej. A nic nie mówię, żeby przypadkiem nie zapeszyć ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz