Sobota.
Za oknem szaro-sine niebo, temperatura ok 12 st.C, słońca ni widu, ni słychu. Nie pada ... na razie. Dzisiaj kończy się lato - zaczyna jesień. I aura wpisuje się w kalendarz elegancko.
"W co się bawić, w co się bawić ...?" Poza sprzątaniem hawiry, co napawa nie lada skrzywieniem fizjonomii, a grymas rodzi się paskudny, nie za bardzo widzę perspektywy na coś ciekawszego. Sprzętowo niedomagam: auta niet, co w leniwym tym świecie jest dojmującą stratą ;) Może jednak się gdzieś wybierzemy, hardcorowo ;) korzystając z komunikacji miejskiej, hmm ... może.
Mam do zrobienia sporą rzecz, ale znowu rozbijam się o techniczne bariery. Do dzisiaj leżą - a to już przeszło miesiąc - nieruszone zdjęcia z wakacji. Na kartach SD, na dysku, wciąż surowe, nieobrobione, ba, nawet tak do porządku nie przejrzane. A gdzie tu mówić o przygotowaniu fotoksiążki ?! Trochę szkoda, bo stygną wspomnienia i bledną emocje, których potrzeba do dobrego komponowania wakacyjnej fotograficznej opowieści ku pamięci. Niestety kompa niezbędnego aby przysiąść do tematu, nadal brak. Wygląda na to, że staruszek w końcu padł na pysk, i bez kosztownej reperacji się nie podniesie.
Dobra, to tyle na początek dnia. Mam przeczucie, że to będzie mimo wszystko bardzo udany dzionek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz