Kryzys kryzysem, ale jakoś żyć trzeba. Właściwie to trzeba by brać go za dobrą monetę. No bo wpisując się w tradycje około-romantyczne, wszem i wobec wiadomo, iż to podupadły stan ducha i smutek w sercu są wodą na młyn poety. Nic tak nie uskutecznia uzewnętrzwianie swych wnętrzności, jak nieszczęście okropne, które dopada i dogniata. Można by takowo wnioskować, żem w szczęście wielkie popadł i dlatego do klawiatury ostatnimi czasy zasiadam jedynie dla odnotowania kolejnych podgrzybków z runa leśnego wytarganych. Więc jak jest, hę ? Nieee, nie ma tak :)) Politycznie odpowiem, że ani nie zaprzeczę, ani nie potwierdzę i pozostawię to hołdując zasadzie, że: "Co komu do jemu, a jemu do komu, ty pieroński giździe, jo jest w swoim domu" :)) Może sam sobie przeczę, bo w takim razie po cholerę dziubie od ponad roku w klawiaturę w tym miejscu, ale odrobinę prywatnej przyzwoitości zachować pragnę - ku radości swojej ... i bliskich ;)
A jak już o prywatności, to jestem już lada chwila od ustawiania dostępu dla tych, którzy ku mojej uciesze (mam nadzieję, że i swojej) zaglądają w to miejsce i zdeklarowali chęć czynienia tego dalej. Już nawet wynalazłem, jak to zrobić, więc już za niedługo odpowiednie powiadomienie drogą mejlową z Bloggera pewnie polecą. Jeśli ktoś jeszcze chętny jest, to zapraszam, dajcie znać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz