FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

niedziela, 27 stycznia 2019

Dekadencja rodzicielska

Tak się onegdaj porobiło, że ze względu na sytuację sanitarno-epidemiologiczną, sypnęły nam się plany weekendowe. Ponieważ jednak, dużym nakładem sił i dugimi pertraktacjami, zawarliśmy umowę na przechowanie latorośli z firmą Babcia "B" Gmbh z siedibą w Biskach, trzeba było coś wymyślić, wdrożyć plan "B", kurna!, no wykorzystać sytuację i już!
Bo tak już jest, że kiedy ktoś luzuje cię z czuwania nad młodymi, kiedy spada z ciebie obowiązek baczenia na to aby nie zżarły ich rekiny,nie porwali kosmici, albo żeby nawzajem nie zrobiły sobie kuku zbyt krwiste, to budzi się w tobie chęć pójścia na całość, swoistego "lepiej spłonąć, niż się wypalić!", rozpuszczenia peleryny wlosów na kark, wzucia na plecy przyciasnej ramoneski, wybiegnięcia na ulicę z płonącą racą w ręku ... No ok, poniosło mnie trochę, ale jednak chce się nieco "zaszaleć". I nieważne, że w wieku lekko pół średnim, mając pod skrzydłami młode wymagające wykarmienia, uskuteczniając ochronę ich przed wilkami i koniec końców mając w planie wyprowadzenia ich na ludzi, "zaszaleć" ma bardzo ...hmm ... specyficzną temperaturę. Taką letnią, niezbyt ciepłą. 

No ale sobota. Dzieci w domu nie ma, to ma być ... hardcorowo. Pierwsze co, to mieć wyjebane na wszystko. O! Niech emanacją tego będzie postanowienie, że nie będziemy przygotowywać posiłków dla nas dwojga, wcale, a już niedzielny obiad? - no ja cię proszę... bez jaj ... jaki obiad?! Kupimy po kebsie, ale takim mega, takim zajebiście wielkim, co go trzeba z dwóch placków zwijać. Zjemy, co zjemy, a reszta na śniadanie. Wiadomo, kto by w niedzielę wstawał na tyle wcześnie, żeby się dobudzić i jeszcze ze śniadaniem przed południem zdążyć? Phi! Przecież dzieci nie będzie, to kto nam zabroni spać do ... hmm ... nawet dziesiątej, ha! 
Dobra, kebs ponoć z wołowiną i baraniną - taki wybór dostałem w "kebabowni", nie jakaś tam wieprzowina z afrykańskiego pomoru świń. Łał! Oczywiście! A jakże! "Podostrzyć proszę, tak, tą właśnie papryczką". "Ile?". "No tak ... solidnie". A co, jak się bawić, to się bawić. Niech ten czerwony proszek - skoro białego nie ma - jeszcze bardzie rozgrzeje gorączkę sobotniej nocy. O kuźwa! Nie spodziewałem się, że kebs może być taaaaaaaki wielki! Dobra, "Proszę reklamówkę. Muszę się z tym jakoś zabrać".
Co dalej z dobrze zapowiadającym się wieczorem? Ano już rano zakupione bilety do kina. Na 20:40!  Nic, że o tej porze rodzic płci męskiej w wieku lekko pół średnim raczej zmierza do wyra, a nie do Mutikina. Jedziemy. Taaaaaa, stójcie w kolejce, stójcie, ja bilety ściskam w dłoni, jak kamieć zielony, i zaraz wsiądę do wagonu byle jakiego, tzn na salę nr 3. Późna - dla mnie zgreda - pora, toteż raz mi się oko przymknęło, gdzieś w połowie seansu. Ale bez straty wątku. Aquaman wybacza chwilową utratę świadomości i wychodząc po filmie, wyraźnie po 23, mam pełen przegląd sytuacji w temacie tego, co oglądałem.
W domu rozpierducha taka, jakbyśmy od tygodnia celebrowali wyjazd dzieci na wywczasy. Co tam! Jest git. Jakiś film w pościelach wyłożeni obejrzymy, a co! A o 1:40 zaczynają się skoki w Japoni. To se pooglądam. W pierwszej serii miałem tak częste odcięcia przytomności, że przegapiłem skoki wszystkich Polaków. Trochę irytuające. Kiedy wybudziłem się w trakcie drugiej serri, ni jak nie miałem oglądu sytuacji, toteż odpuściłem i wyłączyłem. Najlepsza z Żon, tak jakby systemowo, odłaczyla sobie zasilania jeszcze w trakcie debaty znawców skoków, zanim konkurs w ogóle się zaczął. 
Zasypiając, już w zupełnej ciemności, zdąłem sobie sprawę z tego, żepomnieliśmy o jednej, niesamowicie istotnej sprawie dla celebracji tych kilkunastu godzin na zwolnieniu warunkowym. Przecież nigdzie nie było zapisane, że nie można! A my ani kropli alkoholu w ten czas. Nic. Zero, Ani unużania ust w "słynnej kuropatwie". Totalna abstynencja dnia świątecznego. Wstać? Nalać? Obudzić Najlepszą z Żon, aby jak wieczorny paciorek odbębnić szklaneczkę przed snem? No jasne! To by mi dopiero dała! A sam pić nie będę. Zresztą tak jeden łyk, to bez sensu. A ilość z sensem, to ... hmm... Późno jest. A kto wie czy z samego rana nie będzie trzeba jednak po narybek jechać, kto wie... W końcu rodzicem jestem.
No to żeśmy poszaleli. To był iście dekadencki wieczór. 

Pogodynka.
Odwilż. Temperatura w ciągu dnia, to jakieś 4 st.C na plusie. Teraz (21:47) mamy 2,3 st.C za oknem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz