FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Zdarzyło się wczoraj

Nawet gdy komentarz jest zbędny, to czasami warto. Papier doskonale chłonie emocje. Zdecydowanie lepiej, niż asfalt krew.

Rzecz dzieje się w Gdańsku. Jest niedziela, 13-ty stycznia 2019 roku. Trwa kulminacyjny moment Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. To już 27 finał. W Gdańsku, jak w wielu innych miastach w całej Polsce, na rozstawionej scenie wszyscy przygotowują się do "światełka do nieba". Jest tam też prezydent miasta Gdańsk. W pewnym momencie na scenę wbiega mężczyzna i zadaje prezydentowi ciosy nożem. Ofiara pada na deski sceny. Napastnik przez kolejne sekundy chełpi się swoim wyczynem krzycząc do wyrwanego z rąk ofiary mikrofonu W końcu ktoś go powala na glebę. Prezydenta reanimują służby ratunkowe. Do wszystkich wreszcie dociera co się przed chwila wydarzyło. Całonocna operacja nie pomaga. Lekarzom nie udaje się uratować życia prezydenta Gdańska.
Co można powiedzieć? Że żal. Tak. Ja, ten wredny skur***l, czuję jak ciśnie mnie w dołku słuchając informacji o śmierci tego człowieka. Jest mi zupełnie obcy, tak jak i większości żałobników. Pewnie był spoko gościem, bo jeśli jest się przez 20 lat prezydentem wielkiego miasta, z poglądami zawsze na bakier z obowiązującą retoryką jakiejkolwiek aktualnej formacji przypisującej sobie jedynie słuszne idee, to nie może być inaczej. Ludzie zawsze idą za taka osobowością. Ale w końcu to tylko jedna śmierć. Codziennie ludzie giną, są mordowani, ich bliscy płaczą. Ale w tym przypadku tło tragedii tak niewyobrażanie kontrastuje z nienormalną sytuacją. To zderzenie czerni i bieli tak gwałtowne, że wręcz oślepia. Boli. 
Gdy ludzie giną na wojnie, to jest to ofiara wpisana w kontekst wydarzeń. Gdy człowiek jest mordowany na ołtarzu niewinności, wtedy jego krew tryska szeroko i niezwykle wyraziście. I ja, i cała Polska, popada w smutek nieproporcjonalny do osobistej tragedii. To współodczuwanie jest wprost proporcjonalne do ogromu strąconych w błoto pozytywnych emocji, od których było aż gęsto przez całą niedzielę. Żeby nakreślić to wyraźniej, to jak różnica między zgubioną złotówką, a skradzionym portfelem. Bo tego wieczora ktoś bezczelnie okradł nas z dobrych emocji. W zamian pozostawił niedowierzanie i żal. Żal tak wielki, jak euforia sprzed chwili, tuż sprzed godziny 20:00.
Oglądałem dzisiaj programy informacyjne, które z natury rzeczy miały dzisiaj jeden temat przewodni. Jeden po drugim. Obejrzawszy pierwsze główne wydanie, w całości poświęcone wczorajszej tragedii, przełączyłem na kolejne, oczywiście inne światopoglądowo. I przez chwilę, nawet dosyć długą, miałem nieodparte wrażenie, że oto stał się cud! Przyjęta retoryka wpisywała się w to, co usłyszałem przed chwilą. Więc jednak można mówić tak samo, o tym samym. Niestety. Jednak nie. Nie można. Obiektywizm tragicznej śmierci jest zbyt mało obiektywny, aby nie przyozdobić go sztandarami. A można było się łudzić, jeszcze wczoraj, że w taki dzień tylko najwięksi zwyrodnialcy są wstanie podpalić lont, aby choć ukruszyć ten drogocenny mur solidarnej, bezpartyjnej, bezkompromisowej dobroczynnej akcji. Można było tak przypuszczać nawet gdy jedna z największych mend współczesnego brunatnego dziennikarstwa, wypluwa taki oto oksymoron: "... Jerzy Owsiak jest tym bardziej niebezpieczny, im więcej realnego dobra przynosi jego akcja".
Jurek Owsiak po tragedii w Gdańsku rezygnuje z bycia prezesem fundacji. Odbieram to, jako krok bezsilności. Czuje się odpowiedzialny, czy nie ma już po prostu siły? Nieważne. Nie wyobrażam sobie jednak WOŚP bez niego. WOŚP to on, to jego dziecko, jego duma. Nie umniejszając tysiącom ludzi zaangażowanym w tą akcję, bez niego istnienie WOŚP jest niemożliwe. To tak, jakby Queen mógł dalej grać bez Freddiego. Orkiestra bez Owsiaka też już nie zagra, a przynajmniej nie tak, jak dotąd. Ufam, że gdy emocje opadną, wróci też rozsądek i odpowiedzialność za własne dziecko.
A co z mordercą? W całym kraju dziś palą się znicze, a ludzie organizują się w mniej lub bardziej spektakularnych marszach "przeciw...". Wszyscy grzmią, żeby nie nakręcać spirali nienawiści, co doskonale odwrotnie działa. Pytam: po co? Tylko czekam, która hiena pierwsza ogrzeje dłonie nad jeszcze ciepłym ciałem. Wypatruję bandy, która szybciej naostrzy kije, aby podsmażyć na całopalnym stosie ofiary, polityczną kiełbasę. Gdyby to ode mnie zależało, to odstrzeliłbym gnoja. Tak po prostu. Oczywiście w imieniu prawa, za wyrokiem sądu. Może tylko tak, żeby bolało, bardzo bolało, długo.

Pogodynka.
Trwa odwilż zamieniająca miasto i okolice w niezły syf. Brodzimy w chlapie, a zagęszczenie psich gówien wyłaniających się spod topniejącego śniegu, uzupełnia ogólny koloryt. Poza tym wieje. Z wieczora sypnęło świeżym śniegiem poprawiającym nieco całokształt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz