"Witajcie w materiałku na moim kanałku!"
Skądinąd bardzo sympatyczny dziewczęcy głos. W przypadku wsłuchania się w ten irytujący słowotok, trzeba obiektywnie stwierdzić, że posługuje się całkiem spoko zasobem słów, mówi składnie, "ładnie", z dobrą dykcją, co świadczy o tym, że mamy do czynienia z inteligentną młodą osobą. A jednak #BlueJaneVids stała się dla mnie kwintesencją dyskomfortu wywoływanego przez fale dźwiękowe, porównywalnego jedynie do sióstr Godlewskich, gdy otwierają karpie usta uskuteczniając ichni śpiew.Niestety Młody miłuje się w oglądaniu wspomnianej youtuberki, która specjalizuje się w opowiadaniu na ekranie, jak to się gra w tą czy inną grę. Takie czasy, że można znaleźć sobie sposób na życie w postaci opowiadania co się je, co robi, w co gra, a miliony ślepowronów gapią się w ekran i jarają się tym, co robią inni. Cywilizacja podglądaczy. Zamiast samemu coś, patrzymy jak inni to robią. Oglądanie, jak ktoś gra, jest chyba ukoronowaniem upadku. Szczególnie, że nie chodzi tu o podglądnięcie, jak rozwiązać jakiś casus w grze, a chłonięcie tego, jak ktoś inny się bawi.
A Młody jest podglądaczem BlueJane na całego! A jej zawołanie "Witajcie w materiałku na moim kanałku" wywołuje u mnie spazmy i skręt kiszek z jednoczesnym wylewem krwi do duszy. Można śmiało powiedzieć, że youtubowej pannie zawdzięczamy miłość naszego syna do...zombie. Zombie są wszędzie. W grach, filmach, bajkach, nawet z klocków Duplo układa plansze z gry "Plants vs Zombies". Ehh...
Weekendzik. Piątek, piąteczek, piątunio. Dobrze, że już. Cały ten tydzień byłem tak nietomny, że nie mogłem się dobudzić, ani w drodze do pracy, ani w powrotnej. Po prostu zasypiałem na jeżdżąco. Przemoc fizyczna, jaką sobie fundowałem w postaci solidnego oklepywaniu policzków w różnym stopniu zarośnięcia, była jedyną opcją na nieskończenie w przydrożnym rowie, albo w zadzie dorodnej łani, tudzież koziołka, czy dzikiego dzika. Dzikie bydło wychodzące z lasów na drogi, popasające w przydrożnych rowach, działa zawsze, jak dobry zastrzyk z kofeiny. Na chwile zawsze się budzę kiedy mijam rogate toto po drodze. Jak by nie było, w tym tygodniu trudniej było mi wyegzekwować od siebie stuprocentową trzeźwość umysłu w codziennej jeździe. Dlatego tak się cieszę z tego weekendu i mam nadzieję, że przetnę tą passę senności.
Na początek szklaneczka czegoś dobrego i aromatyczne guacamole w ramach małżeńskiej kolacji. Młody już śpi. Ha! To dobrze, bo ostatnimi czasy niechętny bardzo do oddania się sennym marzeniom. Pierworodna wykąpana, też już się zaszyła w swoim kąciku. Pewnie zanurkowała już w matrixa, jako że i ona popadła już całkowicie w uzależnienie tych czasów. Ale dobrze, niech dzisiaj ma. Taki jakiś jestem dzisiaj łaskawy. Może to dlatego, że popołudniową porą odespałem ciut zmęczenie, to nieco mniej zmierzły jestem natenczas. W TV "Looper: Pętla czasu", który to już nieraz brałem na tapetę, ale dotąd nie rozgryzłem (czytaj: nie dooglądałem) do końca. A tak na marginesie, to ostatnio koleżanka wyprowadziła mnie z błędu takowego, iż nie "bierze się (czegoś) na tepetę", tyko "... na tapet". Sprawdziłem. Fakt. Człowiek całe życie się uczy. Wygląda na to, że akurat ten błąd językowy tak wrósł w mowę potoczną, że chyba nigdy z niej nie zniknie. Ja przynajmniej teraz będę wnikliwie zwracał uwagę na to wyrażenie.
Pogodynka.
Jeszcze wczoraj prawie wiosna. Dzisiaj piździ niesamowicie. Tylko około 0 st.C, ale wiatr podnosi doznania do rangi arktycznej. Na razie sucho, nic nie pada.
Dwag chill yo ass if he watchin this not some worse corny shit good for him he will still have better childhood then most of today kid's
OdpowiedzUsuń