To by bardzo wartościowy dzień. Dobrze przepracowany, choć pod auspicjami urlopu.
Jako, że urlop, to budzik o 4:20 nie zanucił (nie zaryczał): "It's a beautiful day! The sun is shining! ... oh yeah!". Mimo jakiegoś (skąd?!) dyskomfortu w okolicach gardła, to jednak wstawanie już po wschodzie słońca, miłe było. Młody nie pozwolił na nieinspirowane wybudzenie i skutecznie wyrwał nas z objęć Morfeusza.
Prawie już wybrałem się z wycieczką "na wieś", już wzułem kalesony odpowiednie na mroźną rzeczywistość za oknem, kiedy zadzwonił imć kurier, że poczynilibyśmy mu wielki zaszczyt, gdybyśmy odebrali przesyłkę. Toteż pozostawszy już w kalesonach w kolorze szarym (popielatym?), popylaliśmy w półtorej kwadransa później, na miejsce meetingu z kurierem jej królewskie mości DPD. Po wszystkim pozostał ból pleców i naciągnięte do kolan ręce. Ale też całkiem zdrowe podjaranie się i trzy palety w piwnicy, jako bonus do przesyłki.
Kolejny przystanek: przychodnia. Jako, że Młody wymagał przeglądu, to odstawszy niezbyt długą, acz godną zauważenia kolejkę, dostarczyliśmy go do gabinetu dr chirurga. Kto zna Carlito, tego nie zdziwi, że rola matki w tej sytuacji ograniczyła się do trzymania teczki, a stary jeno robił za wieszak na kurtki. Młody sam załatwił swoją sprawę, czym rozłożył na łopatki dochtura i jego asystentkę.
Zebrawszy "z miasta" babcię B. i przekazawszy jej pod kuratelę Młodego, pognaliśmy dalej w świat. Parę godzin później było po wszystkim. Ale "po wszystkim" poprzedziło kilka spostrzeżeń:
1. Do sklepu IKEA należy jechać w godzinach odstających od "standardowych", tzn zanim lud "normalnie pracujący" nie odbębni codziennych roboczogodzin. Toć to sklep dla niepracujących! W końcu rozkminiłem target, w jaki celują. 😀
2. IKEA może być pusta, bez tłumów wywołujących agorofobię, pod warunkiem że ... patrz pkt.1
3. Wniosek kredytowy można w IKEA wypełnić i złożyż samodzielnie, co znakomicie oszczędza czas spędzony przy miłej pani siedzącej za stolikiem przy regale nr 16. No co to się porobiło? Ależ ten świat się ... ekhm .. zmodernizował 😉
4. Hotdogi nadal kosztują 1 PLN/szt za ladą u wyjścia z IKEA. Lata mijają, inflacja jakaś tam jest, a oni nadal symbolicznego "zeta" za bułe z parówą żądają. Nie chę tyko wiedzieć, jak bardzo zmieniła się receptura "produktu" 😀
Biorąc pod uwagę punkty 1-4, niniejszym oświadczam, że dzisiejszą wyprawę na aleję Roździeńskiego uważam za mniej bolesną, niż zwykle. No dobra, za udaną. Nawet jeśli potem w pocie czoła skręcałem to, co Nocna Furia przewiozła w swych trzewiach. W pocie czoła, bo pośpiesznie, bo niewiadomo czy babcia B. nie została w tym czasie na śmierć zamęczona przez pozostawionego u niej Mr Depozyta. 😉
Wieczór nastał. Po dłuuuuuuugim dniu. Zjadłszy niespodziewaną kolacyję, przepłukawszy szlachetną miksturą sterane wirusem gardziołko, pozostaje się wyłożyć w satynowe pościele.
Pogodynka.
Ostatnie dni mroźne. Bez śniegu, ale zimne bardzo. Dzisiaj z rana -7 st.C; w ciągu dnia przy pełnym słońcu było okrągłe (albo jajowate) 0 st.C. Wieczorem temperatura szybko zdołowała. Teraz termometr pokazuje -8 st.C. Piękna pogoda i smog, który można nożem kroić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz