Trochę na fali niedzielnych wydarzeń, trochę bardziej w afekcie na dzisiejszą informację o zdarzeniu o niebo bliższym, choć nie tak spektakularnym. I bez tragicznego finału. Choć właściwie finał jest tragiczny, choć nie tak medialny.
Każdy chyba (tak mi się wydaje) miał w życiu tak dość, że był o krok od myśli o "zjeździe do bazy". Nie ważne jak. Może być to zaniechanie na łuku drogi przy szybkiej jeździe, albo monumentalna ostatnia impreza na całego. Nieistotne. Ale "łapanie doła" i kozaczenie przed samym sobą, a przejście od myśli do czynów, to zupełnie inne sprawy.
Co może pchnąć młodego człowieka, bez rodziny, dzieci, bez zobowiązań, bez całego tego bagażu doświadczeń życiowych, które często przyginają aż nadto kark do asfaltu, żeby chcieć odebrać sobie życie? Co musi się wydarzyć, że z perspektywą dowolnego kształtowania własnej drogi, gdy jest się w miejscu skąd można skoczyć "gdzie się chce", tylko chcieć, myśli żeby rzucić się pod pociąg?
Nie znam kontekstu. A do wszystkiego trzeba przykładać odpowiednią miarę. Nie ma rzeczy, spraw, zdarzeń, twierdzeń i zaprzeczeń, które wymykają się ocenie. Natomiast każda taka ocena nigdy nie jest obiektywnie bezwymiarowa, pozbawiona odpowiedniej skali. Wszystko zależy od tła. Potrzeba kontekstu dla zrozumienia istoty rzeczy jest niezbędnym elementem w szukaniu prawdy. Kiedy tego brakuje, to pojawiają się irracjonalne teorie, pomówienia, domysły, równoległe zakończenia historii. Tak samo irracjonalne, jak zachowania. Jak zachowania będące reakcję na nie do końca zrozumiałe przyczyny. Przyczyny, które w momencie powzięcia decyzji, już dawno odeszły w zapomnienie.
Bez przyłożenia odpowiednie miary do problemu, nawet obieranie ugotowanych na twardo jajek staje się wyzwaniem. Czyż można mieć pretensje do jajek, że są zbyt świeże i skorupki nie za bardzo współpracują w temacie odklejenia się od zjadliwej zawartości? Nogi już bolą. Przedłużająca się operacja powoduje zmianę pozycji. Z boku nieco komicznie to wygląda, gdy dalsze obtłukiwanie jajek odbywa się w pozycji kucznej z rękoma wpuszczonymi w otchłań zlewu. Z wysokości pieca, blaszany czajnik z politowaniem przygląda się tej akcji. Gdyby tylko wiedział jak sam głupio wygląda z tym gwizdkiem na nosie. Mimo to ocenia. Nigdy nie mierzył się z problemem obierania jajek. Jednak feruje wyroki.
W dobie wszechobecnego komentowania wszystkiego, staliśmy się społeczeństwem krytyków każdego aspektu życia. Przypisujemy sobie prawo do wypowiadania się na każdy temat. Nasza opinia wydaje się niezbędna, bo bez niej wszystko sczeźnie. Co więcej, opinia przeciwna, zwłaszcza z ust merytorycznego fachowca w danej dziedzinie, przyjmowana jest jak największa obraza. Internet nie potrzebuje jajogłowego wymądrzania się. Kontekst nie jest potrzebny do ferowania wyroków. Wyroki natomiast nie potrzebują skali, punktu odniesienia, bo czarno-białe widzenie jest prostsze. Bo wielowymiarowość potrzebuje myślenia, zastanowienia się, wyostrzenia wzroku. Wielobarwność wymusza zajmowanie stanowiska wyrazistego, które nie tonie w melanżu promieniującego tła tysięcy podobnych opinii.
Cywilizacja komentarzy. Topię się w powodzi wypowiedzi, które mnie nie obchodzą. Codziennie przedzieram się przez nic nie wnoszące zlepki głosek i liter. Mrużę oczy przed tekstem, zatykam uszy przed skrzekliwą gadaniną. Popadam w energochłonne zdumienie, że tak bardzo można ... pieprzyć nie na temat. Chciałbym kiedyś obudzić się i stwierdzić, że ci którzy zabierają głos, wiedzą o czym mówią. Autocenzura i autokorekta przed publikacją wypowiedzi powinna być zapisana w genach. Może wtedy, gdyby większość zamknęła mordy, świat by znormalniał.
Pogodynka.
Śnieg. Biało. Bez mrozu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz