Biel śniegu za oknem, w połączeniu z pełnym słońcem operującym z wysokości niebieskich, robi piorunujące, oślepiające wrażenie. Piękna zima. Jak z obrazka.
Poświąteczny wtorek, jak poniedziałek, jak niedziela - pomieszanie z poplątaniem. Wszystko przez to, że jestem w domu. Taka rekonwalescencja poświąteczna. Trzeba wypocząć nieco. Poświąteczny dzień powinien zawsze być ustawowo wolny. Nie ma nic gorszego niż wejście w tydzień pracy z przeciążonym, przepełnionym brzuchem i rozmemłaną głową. A tak dzisiaj mam. Tradycyjne objawy. Jestem przejedzony - mimo, że nie obżarty. To chyba taki stan permanentnego poczęstunku i przeżuwania łakoci. Nie chodzi o samą ilość, ale o częstotliwość, a właściwie to brak przerw między kęsami. Nakładając na to bogactwo stołu i stołów - bo chodzi też o zmiany lokalizacji pokarmowej celebry - otrzymujemy wynik o tyle przykry, że kończący świętowanie samopoczuciem dalece odbiegającym od pożądanego. Czuję się ... "niezbyt". Fizycznie - co nie dziwi - ale i tak ogólnie "nie w sosie" ... jakoś. Mimo, że słońce za oknem. Trudno się pozbierać do kupy po tylu wolnych dniach.
No właśnie. Pięć wolnych dni z rzędu ! Wow ! Nie potrafię tego jakoś przetrawić. Brzmi jak bluźnierstwo, a jednak to fakt. Zawsze tak mam. I mimo, że z tym walczę ze wszystkich sił swoich, to w taki czas zawsze gdzieś tylnymi drzwiami, przez szpary w podłodze i kominowym szlakiem wciskają się do głowy myśli paskudne i niepożądane, bo związane z pracą. W czasie, gdy nie powinno ich być i basta !. Konia z rzędem temu, kto postawi diagnozę i wypisze receptę na zwalczenie tych myśli natrętnych i sercu niemiłych. Czy jest jakaś pigułka na to ? :))) No bo jakoś sobie z tym nie radzę. Tak już jestem skonstruowany, taki mam defekt. Ktoś wie, jak to naprawić ? :) Od razu zaznaczam, że nie zamierzam zapijać tego stanu duszy ;) Żeby nie było wątpliwości, chodzi mi o receptę, która nie zaleca przyjmowanie używek potocznie uznanych za ryjące tunele w świadomości ;) Może jakaś medytacja, hę ?
Mam taki mały sposób. Tyle, że ma silne działania uboczne. Otóż pozwala uwolnić się od myśli natrętnych i prostuje nurt świadomości, tyle że działa silnie ... usypiająco. To trochę kłóci się z moimi oczekiwaniami. Z zasypianiem to ja problemu przecież nie mam, więc ...
A ten "niesamowity" specyfik, to ... książka. Tak, tak. Czytanie prostuje mi ścieżki w głowie. Wiem, że to żadna rewelacja i Ameryki nie odkryłem, ale to działa, naprawdę, bez dwóch zdań.
Wczoraj po wielu tygodniach, ba, miesiącach zakończyłem trawienie "Zachodniej Krainy" W. Burroughs'a. Ciężki kawałek. Nie połaszczę się na recenzowanie tej powieści; no way!. Zabrałem się za coś mam nadzieję bardziej poukładanego, choć pewnie też z ciężkim treściowo ładunkiem. To "Asan" Władimira Makanina. Rzecz o wojnie w Czeczeni; podobno nieco inaczej widzianej. Zobaczymy co to. Niewiele mogę powiedzieć po pierwszym wieczorze, bo ... szybko poległem w walce z opadającymi powiekami. :))
Jak już tak dzisiaj o receptach różnych prawię, to miałem się wybrać do konowała po taki realny świstek na piguły, których zapas mi się pomalutku kończy. Ale jakoś mi się nie chce wyłazić z domu z tego tylko powodu. Odpuszczę więc sobie. Zresztą musiałbym jeszcze Tuśkę spacyfikować, żeby uskutecznić opuszczenie domowych pieleszy - a to byłoby trudne :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz