Wczorajsza niedziela, to tak naprawdę pierwszy upalny dzień tego roku, godny swego miejsca w kalendarzu. Nawet jeśli "upalny" jest określeniem na wyrost, to było niesamowicie miło spocić się w promieniach słońca. I nie zepsuło tego nawet to, że wieczorem i nocą przetaczały się nad naszą krainą nieliche burze - wszak mieszkamy w tropikach ;)
W Rokitnicy był odpust. Powiem tak, zawsze w tutejszej parafii odpust i związany z nim jarmark był na wielką skalę, nieporównywalną z wieloma innymi zabrzańskimi parafiami. Ale jak żyję, jak daleko sięgam pamięcią wstecz, nie pamiętam tak dużego, tak bogatego, z taką ilością straganów odpustu, jak ten wczorajszy. Magiczne budy z podróbkami wszelkich markowych zabawek, stragany z makronami i innymi słodkościami, balony, wata cukrowa, lody, ciuchy, a nawet grill z oscypkami. A na okrasę karuzele - beznadziejne co prawda, ale jednak. Ogólnie rzecz biorąc - było kolorowo.
A wieczorem zafundowaliśmy sobie z Najlepszą z Żon coś fajnego :)) Czekamy na dzwonek do drzwi i ... ;) Ale o tym kiedy indziej.
Dzisiejszy poniedziałek ciepły, słoneczno-pochmurny i w tej chwili z pomrukującą burzą za oknem i stalowym niebem. Znowu poleje. Ale co tam. Ważne, że w Mordorze jako-tako, jakoś poszło. Dobrze jest tak rozpocząć tydzień. Oby tak dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz