Dni bywają dobre i złe. Natomiast niedziele są złe, lub gorsze. Nic nowego. Oczywiście, że bywają też niedziele lepsze, ale raczej tylko, jako wyjątek od reguły. Albo jako wyrzut sumienia niebios, które wymyśliły siódmy dzień tygodnia.
Właściwie trudno stwierdzić, czy dzień dzisiaj w ogóle się wybudził z nocnej śpiączki. Od formalnego poranka, aż do końca dnia, za oknem taka szaruga, deszcz i cały ten "syf listopada", że nic tylko zamknąć oczy w niemym wyrazie bólu istnienia.
Planowane na dzisiaj lenistwo odarte niestety ze wszelakich oznak błogości. Co prawda pozostaliśmy na etapie pidżam, ale nie przełożyło się to na wesołe leniuchowanie. Nie, nie aktywowaliśmy się w jakiś spektakularny sposób, nie podjęliśmy domowych wyzwań, tylko atmosfera, jak w rodzinnym grobie, skutecznie wpisała wszystkich w ten przygnębiający, jesienny pejzaż.
Zbyt wiele czasu miałem dzisiaj na rozmyślanie. Za dużo myśli naraz na myśli. Taki stan, przy takiej scenografii, nigdy nie kończy się dobrze. Gonitwa zwykłego, powszedniego dnia jednak pozwala odsunąć od siebie ciężkostrawne myśli. W niedzielę taką jak ta, trudno uciec. Z każdego kąta, z najbrudniejszego zakamarka wyłażą najgorsze potwory. A mi tego nie trzeba. Zbyt wiele na co dzień nurtuje mnie spraw zwykłych, przyziemnych, na pozór błahych, żebym miał siłę i ochotę na siłowanie się z maszkarami z przeszłości, które raz po raz wyłażą na żer. Odgonić je bardzo trudno.
Jutro poniedziałek jakże fajnego krótkiego tygodnia pracy. Zapowiadany spektakularny powrót pięknej pogody - choć na chwilę - na pewno ożywi i świat, i mnie, i wszystkich pewnie dookoła. Nie można inaczej zareagować na słońce, które rozgoni ten gruby kożuch chmur nad głowami. Także tym razem jestem niespotykanie optymistycznie nastawiony na poniedziałkowy restart. Co więcej, jak najszybciej chcę zapomnieć o tej paskudnej niedzieli.
Tymczasem we wszechświecie i okolicy.
- Górnik wygrał 2:0 z Zagłębiem Lubin i wydostał się, choć na chwilę, z ostatniego miejsca w tabeli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz