Znając prognozy pogody i to co niechybnie się kończy, w niedzielę wybrałem się w megalityczną wycieczkę rowerową. A nie było to byle co, bo już u zarania musiałem się przecież zmierzyć z imprezowaniem w nocy poprzedniej. Toteż już na stracie miałem punkty ujemne. Ale co mi tam! Jam nie takiego wroga rozpracowywał! 😀 Toteż ochoczo nadepnąwszy pedałów dwóch, zamiar swój uskuteczniłem. I pojechałem w ten zimny (brrrr...), mglisty (łeeee...) poranek. Na tyle wcześnie, że słońce miało jeszcze sporo czasu na rozgonienie mlecznej, wilgotnej, zimnej zasłony. Zanim się zrobiło przyjemnie byłem już daleko.
Obrałem kierunek, który opracowywałem od dłuższego czasu. Punktem kulminacyjnym miał być Kędzierzyn-Koźle, a właściwie to Koźle ze swoim zamkiem, albo z tym co po nim zostało. Miałem wielką chrapkę na starówkę Koźla. Ale po kolei. Pierwsza część trasy była prosta - bo do Pyskowic i dalej na zachód droga przyjemna, bez wzniesień, a poza tym gnał mnie chłód i jeszcze zapas sił w nogach.
![]() |
Kościół p.w. św. Jana Chrzciciela w Poniszowicach |
W Pławniowicach z bólem nie zajechałem do pałacu, ale tam już byłem, a droga przede mną daleka. Skręciłem bardziej na południe, południowy zachód, w kierunku Ujazdu. Tam czekał mnie kolejny przystanek na mojej trasie.
Po raz pierwszy wyjechałem na rowerze poza własne województwo. 😉 Opolskie wita!
![]() |
Zamek biskupów wrocławskich w Ujeździe |
Dalej w drogę. Przez Kędzierzyn przejechałem bez zatrzymywania się. Miasto, a przynajmniej jego część przez którą miałem okazję jechać, nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. No może poza ścieżkami rowerowymi, które mają świeżutkie i pachnące jeszcze świeżym asfaltem i farbą. Ja jednak jechałem do Koźla.
![]() |
Rynek w Koźlu |
Koźle ... ładne. Ryneczek może nie uroczy, ale schludny.
Kościół z XV wieku, taki jak lubię (nie byłem w środku). Zapytana na rynku dziewczyna nie za bardzo kojarzyła, jak mnie skierować do zamku (!). No dobra, szybko dowiedziałem się, że tu chodzi o "basztę". Baszta współczesna. Przylepiona do resztek zamkowego muru. Szczerze mówiąc nie widziałem tak niefotogenicznych ruin 😉Musiałem się nieźle napocić, żeby zrobić jakąś fotę.
![]() |
Zamek w Koźlu |
![]() |
Kościół p.w. św Zygmunta i św Jadwigi Śląskiej w Koźlu |
Dalej w drogę. Już niedaleko. Ostatni przystanek to pałac w Większycach.
![]() |
Pałac w Większycach |
Piękne miejsce. Cudowne okoliczności przyrody dokoła. Ławeczka. Relaksik. I w drogę, do domu.
I teraz ostrzeżenie! Jeśli kiedykolwiek ktoś zapragnie jechać na rowerze z Kędzierzyna drogą nr 408 w stronę Sośnicowic, to niech porzuci taki zamysł. Szczególnie, jak wieje wiatr ze wschodu, czyli prosto w twarz. Ale wystarczy już sam fakt, że to ponad trzydzieści kilometrów non stop po górę. A między Kędzierzynem, a Sośnicowicami ani jednej "Żabki" po drodze, żeby kupić coś do picia - w niehandlową niedzielę - gdy bidon wyschnięty dawno. Jakże ja pragnąłem jakiego "Gie-eSu", który farorza, ani władzy się nie boi i napoi spragnionego wędrowca.
Było ciężko. Nie ma co, ten powrót dużo mnie kosztował. Już nie pamiętam, żebym był tak zje***. Fizycznie, bo w głowie euforia na full. Wracałem jednak na "ostatnich nogach" i już nic mnie ani po prawej, ani po lewej, nie było w stanie ściągnąć na zwiedzanie. No może tylko na parę kilometrów przed domem pałacyk Szałszy, ale nie ma o czym mówić, ani pisać.
![]() |
Pałac w Szałszy |
Ta niedzielna trasa, to 126 km wykręconych na rowerze. Mój osobisty rekord, którego już w tym roku na pewno nie pobiję, ani nie mam najmniejszego zamiaru nawet próbować podbić. Na ten sezon długodystansowym wycieczkom mówię stop. Zresztą zbytnim gierojem to nie jestem, bo pewnikiem i tak aura sama zakończy moje rowerowanie. Tym bardziej mnie cieszy wczorajsza wyprawa. Szczególnie, że dzisiaj rano udało mi się jednak wstać ... i ustać na nogach. 😀
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz