Życie samo pisze scenariusze...
- Mamo. Mam dzisiaj spotkanie w kościele. Na 19:00.
- Jak to?
- Dostałam SMS-a ... od księdza.
- ???
- Nooo... Patrz.
"Tu Ksiądz! Dzisiaj o 19:00 mamy spotkanie. Nie zapomnij! 😃"
- Hmm... Ciekawe. Ksiądz tak do was sms-y wysyła?
- No nieee...
- Ktoś jeszcze dostał tego sms-a? Z kim idziesz?...
W końcu nie poszła. Ale koleżanka tak.
Jest ciemno, październikowy wietrzny wieczór. Pod kościołem nie ma żadnych dzieci. Kościół zamknięty. Jest ... nieciekawie. Dobrze, że nie poszła.
Wtem pojawia się mężczyzna. Dziwny jakiś. Głosi "dobrą nowinę" na temat końca świata, karze wierzyć w arkę przymierza, a nie czytać biblię. Ponoć czasy ostateczne są blisko.
Pojawia się patrol policji. Nikt ich nie wzywał. Legitymuje kaznodzieję.
Historia jawi się śmieszno-straszna. Jakiś głupi dowcip kolegi z klasy? A może jednak nie, może coś niedobrego wisiało w powietrzu.
Następnego dnia sprawa się rozwija. Sprawnie i szybko. Kolejne osoby wchodzą w historię i podejmują - jakby to nie nazwać - śledztwo. Co najbardziej ciekawe - skutecznie. Poprzez szkołę, pedagoga, private investigation. Końcowe rozdanie należy jednak do policji. Ostateczna identyfikacja właściciela numeru, z którego nadszedł ten feralny sms. Tropy wiodą aż nad wybrzeże.
Okazuje się, że wiadomość wysłał ... rzeczywiście ksiądz (!). Gdzieś z parafii "pipidowo", daleko na północy. Pomylił numer pewnikiem. Jak? Nieważne. Nieistotne. W całej tej historii najbardziej zastanawia, ten cały zbieg okoliczności, które sprawiły, że powstała ta opowieść. Prawdopodobieństwo, czas, klimat, miejsce, postacie (ten świr od końca świata!). Od sensacji, po groteskę. Jakby nie było, temat na odcinek serialu w TV 😉
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz