- "Tato! A czy jak będę dorosła to wy będziecie jeszcze żyli ?"
Hmm ... ciekawe pytanie. Nieco mrozi (jak temperatura za oknem - teraz już "tylko" -7!) i powoduje ciarki na plecach, ale jak by na to nie patrzeć, to pytanie niegłupie.
- "Tak, będziemy ".
A już po cichu do samego siebie: "nie zamierzam inaczej". No bo kurcze, czasami się tak rzuca ni to w żartach, ni poważnie, że "ja to do emerytury na pewno nie dociągnę", albo w ten deseń: "jeszcze jeden taki tydzień, a zdechnę". Tak naprawdę, to jednak zakładam pewien poziom nieśmiertelności dla siebie i moich bliskich. I nawet nie chodzi o jakieś planowanie, tylko o niezmienność trwania, stanu rzeczy. No bo jeśli by rozpatrywać ten założony z góry koniec, to po co to wszystko wcześniej ? Dla idei jakiejś ? Dla podtrzymania gatunku ? Dla życia wiecznego w niebie ? Sorry, ale dla mnie to zbyt mała motywacja. Chce gdzieś tam kiedyś w nieokreślonej przyszłości żyć długo i szczęśliwie, a na pewno nie gorzej niż teraz. I jakoś brakuje tam miejsca na śmierć. Wręcz przeciwnie, wierzę głęboko, że czeka na mnie jeszcze niemało szczęścia na tym świecie i maaaaaaasa czasu na jego skonsumowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz