Pomykam jutro do Stolycy "w niespotykanie ważnej sprawie". Dawno mnie tam nie było. Nie narzekam, jeno mnie frustruje nieco to, że z powodu godzinnego spotkania stracę w pociągach pół dnia. No ale takie to już życia w tak rozległym kraju. Trza się było urodzić w jakiejś europejskiej pipiduwie, gdzie od granicy do granicy jest o rzut beretem. A tak pozostaje wsiąść w wielokołowy dyliżans i heja w drogę ! :)
Jak by nie było, jeśli mnie stołeczne miasto Warszawa nie połknie, to zawitam do domu najwcześniej późnym popołudniem. Trzeba na drogę spakować jakąś książkę do pociągu. Pora by pomału się kłaść, bo wstać muszę wcześniej niż zwykle. Ale mi oczywiście szkoda czasu na sen. Tak to już ze mną jest.
... Idę do kuchni dokończyć herbatę ...
Już jestem.
... gorąca, słodka i z cytryną oczywiście. Taka zimowa. Jak wiosna zapuka do okien, to herbata wraz z zimą pójdzie w odstawkę. Jak co roku. To taki nasz zimowy rytuał, że zimą poimy się, w ilościach dzbankowych, herbatą zaprawioną cytryną. A ile przy tym kilogramów cukru spożywamy - heh, to niech pozostanie słodką tajemnicą :))
Na książkę to już dzisiaj za późno. Pozostaje dopatrzeć jeszcze może nieco TV. A potem mimo wszystko i na przekór sobie, położyć się do wyrka, gdzie Najlepsza z Żon już dawno grzeje pościel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz