Czeski wieczór
To był zdecydowanie udany wieczór.
Po każdym względem.
Po pierwsze - towarzysto. Bez dobrego towarzystwa żadna impreza się nie ma prawa udać.
Po drugie - kulinaria. Tematem przewodnim było odwołanie do czeskiej kuchni i napitku. I choć po danie główne właściwie jeszcze dalej trzeba by sięgać, bo do Węgier, to jednak u naszych sąsiadów jest ono bardzo popularne. Natomiast za zimne zakąski w postaci nakladanego hermelina i utopców , to już Czesi na pewno odpowiadają. Wszystko syte, tłuste, treściwe i dobrze przyprawione. Czego więcej chcieć pod trunki wymagające oparcia w jedzeniu.

Po trzecie - trunki. Bez czeskiego piwo obejść się nie mogło. I słusznie, bo ciężkie jedzenie, jak najbardziej się z nim komponuje. Natomiast gwiazdą wieczoru był absynt. W dodatku podany - i tu ukłony w stronę Najlepszej z Żon - na różne sposoby. Z początku kolorowo, w drinkach. Raz, jako Traffic Lights, raz jako Green Clouds. Jeden słodki, drugi bardzo wytrawny. W drugiej odsłonie z nutą tajemniczości i zabawy w rytuały. Kiedyś mieliśmy okazję (zresztą w tym samym gronie) smakować absynt w rytuale ognia. Tym razem inaczej, na sposób Janisa, postawiliśmy na rytuał powietrza. Niby niewielka zmiana, ale efekt zdumiewająco inny. Słodki smak magii zaklętej w ogniu, skarmelizowanym cukrze, i zahartowanym płomieniem absyntem. Całość, jako ciepły shot spływający cukrem i gorącem mocy alkoholu, po podniebieniu. Ciekawe doznanie, oj ciekawe.
Acha, no i jeszcze o jednym bym zapomniał, bo na otwarcie imprezy, za całe to spotkanie, toast ku niemu wznosiliśmy kieliszkiem czegoś zupełnie nie czeskiego, a miejscowego. Otóż z pewną dozą niepewności wyciągnąłem z piwnicy butelkę zeszłorocznego wina domowej roboty, z którym to związana jest wybuchowa historią rozrywanych przez zawartość flaszek. Ostrożnie, w piwnicy, otworzyłem jedną z butelek. I zawartość o pięknym głębokim kolorze i z bąbelkami łechcącymi podniebienie okazała się wyśmienitym musującym winem. Nieskromnie powiem, że chyba jednym z najlepszych jakie kiedykolwiek zrobiłem


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz