Nie liśćmi doprawionymi aromatem wilgotnych mgieł, ani nie babim latem utkanym na złotej polskiej, ale latem kurna!, latem pachnie !!!
To nam się w przyrodzie miło zrobiło! Wczoraj 26, a dzisiaj aż 32 st.C w cienistym cieniu, o termometrze w aucie nie wspomnę. Fantastycznie miło się porobiło. Aż żyć się (znowu) chce. Na niebie słońce, full błękit, a nieliczne strzępki białej waty jedynie dodają malowniczości okolicznościom przyrody. Taki wrzesień, to ja rozumiem!
Tak mnie dzisiaj te słońce naładowało, że wzułem trampki na nogi (no może nie dosłownie trampki...) i poleciałem (no może nie dosłownie poleciałem...) w długą. A że mi się tak poprzednim razem fajnie biegło, to dzisiaj sobie postanowiłem zrobić prezencik. Pomalutku, nieśpiesznie, w tempie iście rekreacyjnym wykręciłem wymarzoną dychę. Licznik przekroczył 10 km. Może nie do końca tak to miało wyglądać, gdy wiosną założyłem sobie plan iż do końca roku będę biegał "dwucyfrówki", ale i tak się cieszę z tego mojego małego sukcesu. I pal licho, że w tempie lekko-pół-śmiesznym - za stary jestem na sprintera :))
Jeśli pogoda się w miarę utrzyma, bo trudno zakładać że ten nadspodziewany upalik na dłużej u nas zagościł, to zapowiada się ciekawy weekend. Po pierwsze mamy u nas, w parafialnym ogrodzie, Festyn Średniowieczny. Po drugie, w powiązaniu z pierwszym, być może będziemy mieli miłych gości, a to oznaczałoby towarzysko udany wieczór. Tak więc prognozy są niezłe. Jeszcze tylko godnie przeżyć piętek, piąteczek, piątunio i mamy weekend. A'propos weekendu, weekendów, to taka mnie refleksja naszła, że ... ale to już temat na inny wpis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz