Uwaga! Będę, k****, przeklinał !
Dziesiąty raz czytam gazetową informację i oczom nie wierzę. Nie, jeśli to nie fake news, to po prostu nie wierzę. O co, kurwa, chodzi??? Uzewnętrznię się trochę poniżej, mimo że dopuszczam sytuację, że ktoś próbuje mnie "wkręcić". Z drugiej strony, w tym kraju już nic mnie nie zdziwi.
Padła propozycja sensacyjnej zmiany w Kodeksie Pracy na rok 2019. Zakłada ona rewolucję w temacie godzin nadliczbowych. Otóż miłościwie nam panujący zakładają, że nadgodziny nie będą ... płatne. Tak, za wypracowane nadgodziny pracownik nie dostanie zapłaty, a jego pieniądze trafią na jakieś specjalne konto ... i tam zostaną sobie. Będą tam tak długo, jak długo pracodawca uzna to za stosowne. Ale, jakby długo tam nie były, to i tak pracownik ich nie dostanie 😀😀😀. Serio! Otóż wypracowana przez pracownika kasa może być - oczywiście jeśli pracodawca się zgodzi - wymieniona na wolny dzień, urlop bezpłatny. Ha, ha, ha! Oznacza to, że za swoje pieniądze można sobie kupić wolny dzień! Zajebiste rozwiązanie! 😉
Co by to oznaczało? Ano to, że ni chuja nie warto robić w nadgodzinach. Geniuszowi od tej propozycji pewnie wydaje się, że pracownicy biorą nadgodziny nie dla kasy, żeby związać koniec z końcem, tylko dlatego, że tak zajebiście lubią swoją pracę, tak kochają swojego szefa, tak związani są z firmą, że dla idei będą pracować za free. Zakładając hipotetyczną sytuację, że prawo jednak wchodzi w życie, nagle pracodawcy pozostają bez rąk do pracy. Płacz, zgrzytanie zębów, prośby, groźby i ... plajta. Albo, nie. No bo trzeba ratować jakoś sytuację. Przychodzi otrzeźwienie i na paskach pojawiają się zajebiście solidne premie motywacyjne ... za lewe godziny. Ha! 😀. Co bardziej hardcorowi właściciele firm wracają do klasycznego wypłacania kasy prosto do łapy
No to lecimy dalej, bo akcja nabiera tempa. Rząd zauważa, że coś nie pykło z tym pomysłem. Wysyła w teren hordy inspektorów PIP polujących na pracujących po ósmej godzinie dniówki. Pracownicy do perfekcji opanowują skoki przez płot, a doskonała sztuka mimetyzmu sprawia, że nie kryją się w krzakach, lecz nimi się ... stają 😲. Trwa gonitwa. Gra o przeżycie pracowników, pracodawców i budżetu państwa. Zawoalowane położenie łapy na cudzej kasie, jakoś nie wychodzi. Budżet nie zasilają miliardy z zamrożonych kont z nadgodzin. No, kurwa, nie wyszło jakoś.
Powyższy scenariusz wcale nie jest taki abstrakcyjny. Podobny sposób uwłaszczania się państwa na cudzej kasie przecież funkcjonuje i ma się całkiem dobrze. VAT. Kto prowadzi firmę, ten wie o czym zaraz napiszę. Otóż istnieje przepis, który pozwala kontrahentowi zapłacić za fakturę w dwóch częściach. Kwotę netto na konto sprzedawcy, a podatek VAT na specjalne konto, z którego nie można tej kasy wyciągnąć. No nie, można, ale tylko na pokrycie zapłaty za własny VAT. Dla małych firm, dla przedstawicielstw, które działają na zasadzie pośrednictwa handlowego, to może być (i jest!) zabójstwo. Co ma zrobić przedsiębiorca, który złapał Pana Boga za stopy i kontrakt na 100 tys, a kupujący zablokuje mu 23 tys na koncie VAT, hę?
Jeśli ktoś nie wie o co w tym chodzi, to krótko mówiąc idea była słuszna, lecz jak to zwykle bywa dziecko zostało wylane z kąpielą. Zamiast wyłapywać nieuczciwych przedsiębiorców, oszustów i mafie wyłudzające VAT, upadają mikroprzedsiębiorstwa Bogu ducha winnych Kowalskich. Oczywiście (na razie) "nie zapłacenie" komuś VAT-u jest dozwolone, ale nie obligatoryjne. Natomiast tajemnicą poliszynela jest to, że spółki państwowe mają jasne wytyczne do tego, jak postępować. Ktoś musi zajumać kasę na potrzeby państwowego budżetu.
I na koniec jeszcze jedna informacja, która zwala z nóg. Podczas akcji ratowniczej na Sokolicy w Pieninach uszkodzona została poważnie reliktowa sosna rosnąca na szczycie. Serio! 500 lat sobie rosła i ... i nie wiadomo czy to już nie jej koniec. No w głowie się nie mieści!
Pogodynka.
Dzisiaj całkiem przyjemna pogoda. 23 st.C, błękit + białe obłoczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz