To zwykle tak się zaczyna.
Akurat w tym temacie, to jestem skłonny zapisać się do grupy paranoików. Pochylam się do poziomu płaskoziemców i wpatruję się głęboko w oczy potencjalnym operatorom lalek Voodoo. No ktoś tym musi, do cholery!, sterować!
Na początku jest data. Ta data określa wydarzenie o znaczącej wartości towarzysko-emocjonalnej. Już wiesz, że powodzenie operacji jest zagrożone, bo... no bo jest tak, i już. Dlatego robisz wszystko, aby wyeliminować wszelkie zagrożenia dla realizacji zamierzeń. Z dobrym skutkiem. Przez trzy tygodnie od zarania pomysłu podtrzymujesz ogień w palenisku; chuchasz, dmuchasz, dokładasz drew, aby nie zgasło. Na dzień przed wpatrujesz się w wypalone zgliszcza, które zadusiła "nieznana siła". Bo oto ... tad-dam!... Młodemu się pogorszyło.
No i jest trudna decyzja. Dzieciaki nie jadą do babci na nockę. A my jedziemy na spotkanie nie autobusem linii 617, tylko Nocną Furią. I nieważne, że melanż nastolatków w średnim wieku, jawi się nieco zbyt trzeźwy. Przecież jesteśmy dorośli! Zresztą i tak od rana czuję, że mnie coś nadgryza od środka, więc zamiarów niecnie alkoholowych w żaden sposób na ten wieczór nie planowałem (chemiczno-metaliczny posmak i aromat bezalkoholowego Żywca -nie do zapomnienia). To, że dzieciaki nie jadą do babci, to nie żal, że okazja na niespotykaną "godzinkę nienawiści" gdzieś umyka, bo największy żal mam do losu o to, że planowane wyspanie się w sobotę legło właśnie w gruzach, jak WTC swego czasu. A, no i oczywiście załamka, że Młody się rozkłada po prawie miesięcznej walce - to też sprawia, że jedziesz na imprezę zburzony i w nastroju odpowiednio zredukowanym.
Kilkanaście godzin później: świąteczna pomoc medyczna - raz! Albo... i dwa razy, poproszę. A bo młody przekaszlał cała noc, a bo my już pomysłów zbytnio nie mamy na to, co dalej. No to, jak już jedziemy, to też pójdę do lekarza; a co mi tam! Wezmę receptę, może jakieś fajne cudowne prochy zapiszą i mnie przywrócą do życia, jak Łazarza - just like that!
Świąteczna pomoc medyczna jest instytucją bardzo ciekawą. Skupia na korytarzach poczekalni dosyć specyficzny zestaw indywiduów. Nie spotkasz tam tradycyjnej reprezentacji seniorów, tylko melanż wyglądających na półżywych zombie w kwiecie wieku i takowych rodziców małych dzieci. Wspólnym mianownikiem jest to, że cała ta wataha żądna pomocy medycznej nie przyjdzie do lekarza w tygodniu, bo nie wyobraża sobie, że można tak uczynić zarzucając swoje zawodowe obowiązki. Nieważne, czy to z sobą, czy z dzieckiem, wszyscy dociągają jakoś do weekendu, aby wyrwać od lekarza receptę z cudownym lekiem, który do poniedziałku stawia na nogi. I z taką nadzieją i ja oczywiście bywam w tym przybytku, skądinąd bardzo pożytecznym dla wszelkich korpopracowników i innych paranoików niezdolnych nawet pomyśleć o L4. Bo jakże to tak? Tak na marginesie, to lekarki zbyt młode, ze zbyt wysokim poziomem urody, nie powinny być dopuszczane do zawodu. Ciężko wciągnąć AŻ TAK brzuch, przy osłuchiwaniu stetoskopem.😉
Trzęsącymi rękami wystrzeliłem z plastikowego blistra jedną z trzech sporych pigułek. Było to już ładne parę godzin temu, które w większości przespałem. Pobudka nie zaskoczyła mnie nagłą poprawą samopoczucia. Pozostały dwa naboje w komorze mego sztucera. Jutro kolejny strzał, to może trafię miedzy ślepia bestię.
Pogodynka:
Dzisiaj znowu zimno. Mimo słońca zaledwie 10-11 st.C
Tymczasem we wszechświecie i okolicy:
- ON na stacji "muszelkowej" stacji po 4,96 PLN/L.
- Walczymy z Amerykanami o finał Mistrzostw Świata w siatkówce!!!
- Górnik przegrał na Piaście 0:1
- południową Grecję przemielił cyklon Medikan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz