Chciałem parę zdań o tym
co chodziło za mną – a właściwie jeździło ze mną, bo takimi
przemyśleniami wysokiego lotu raczę się przeważnie w czasie
nocnej drogi do roboty – od dłuższego czasu. Takie tam o
szacunku słów kilka i pokrewnych uczuciach.
Gwoli wstępu, zanim poruszę głównych
bohaterów tej epistolograficznego dzieła. Tak na rozruszanie kości
i stawów palców stukających w klawiaturę. Miałem ci ja kiedyś
takiego prezesa… tzn. nie prezesa, a vice-prezesa - to ważne, bo
prezesem chciał być bardzo, a nawet bywał, tyle że w porę tata
zabierał mu zabawki, jak za bardzo narozrabiał. Swoją drogą, z
perspektywy lat, „Stary” wydaje się gościem całkiem w porządku
i z klasą. Zwłaszcza, gdy stawiamy obok niego „Młodego”, który
nie tylko mu do pięt nie dorastał, a wręcz łamał nie do złamania
matematyczną regułę dzielenia przez zero. Młody, poza
kwintesencją niekompetencji był po prostu takim bufonem, takim
chamem, że … słów brak. A czemu go przywołuję? Bo jest
doskonałym przykładem na to, że jednak nie wszystkim należy się
szacunek. I to nie tak, że subiektywnie, osobiście można kogoś
nie lubić, nie szanować, tylko są tacy ludzie stąpający po tym
łez padole, którzy są jak pokryci teflonem, do którego ani
ziarenko szacunku, nawet przez przypadek, nigdy nie przywrze. Wzorzec
z Sevres niemalże. I jak widać na załączonym obrazku, nie trzeba
być od razu politykiem (co polityków w żaden sposób nie
usprawiedliwia oczywiście) ... choć to niewątpliwie pomaga, jak
poniższe przykłady pokazują.
Politycy! Ha! Toż to zupełnie odrębna
rasa. Chcieliby oczywiście byś „rasą panów”, co sugerował
już pewien siwy ludzik o aparycji Yody, a przynajmniej w ich
mniemaniu do niej należą. W ich mniemaniu – i tu postawimy
kropkę. I zanim przejdę do charakterystyki postaci, to chciałbym,
bardzo, tak uczciwie, przywalić w każdą stronę, jak Amerykanie
odpierający Japończyków na Okinawie, ale to będzie trudne.
Wiadomo, najbarwniejsze postacie sceny politycznej ciągną do
koryta, a że koryto od lat stoi w jednym chlewie, to ta drugie
wyposzczone, wychudzone, wyczerpane stado już sił nie ma żeby ze
swojego grona wyhodować wyrazistych, pewnych siebie i zauważalnych
wojowników vel celebrytów. No bo niby kogo miałbym przywołać?
Tzw. lidera opozycji? Wolne żarty. Poza tym, że jest beznadziejnie
irytujący, to nawet nie ma się jak nad nim poznęcać, bo wszelkie
ostrza wchodzą w niego, jak w masło.
No to jedziemy! Będzie to zupełnie
nieprzypadkowy, subiektywny przegląd bierwion najjaśniej
skwierczących w ogniu dzisiejszej polityki. Takie to co strzelają
skrami lub dymią najmocniej.
Z natury jestem uprzejmy. Zwłaszcza
wobec kobiet. Może nie szarmancki, naręczy lilii ze stawu nie
targam i na rękach nie noszę, ale jednak respekt dla płci pięknej
mam i kocham wszystkie jej przedstawicielki. Toteż, jak bon ton
nakazuje, to damom dam pierwszeństwo na tej liście szyderczej.
Szczególnie, że damy w naszej polityce brylują, jeśli chodzi o
poziom akrobacji. Tak oto wchodzą na scenę trzy muszkieterki,
aniołki prezesa, trzy panie B, albo po prostu trzy Bety.
Pierwsza Beta. No cóż, nawet
najbardziej krzykliwa i skrojona na miarę garsonka nie przykryje
gumofilców. I żeby była jasność, nie o powierzchowność chodzi,
a o wnętrze głębokie, jakby nie było płytkie. Nawet brosza
zdobna nie odwróci uwagi od sedna. Co znamienne, sam prezes nie
wytrzymał i dał narodowi prezent w postaci usunięcia Prima Bety z
lokalnego grajdołka. Delegacja do Europy zdecydowanie oczyściła
nieco krajową atmosferę. Na krótko, ale jednak. Niech tam siedzi,
jak najdłużej. A że wstyd przed światem …. no cóż, z domowego
podwórka smrodziła równie skutecznie. Kręgosłupa brak – po
prostu nie stwierdzono. Wielonarządowe narzędzie prezesa. Osobowość
dyskwalifikująca do obdarzenia szacunkiem właśnie za „nie
bycie”. Można przytulić, ale tylko z litości.
Druga Beta. Nie tak kolorowa, jak
pierwsza. Ale z tej samej zorty. Niby nieco bardziej z boku, ale pysk
tak niewyparzony, że hej! Chamskie zachowanie, buta i arogancja. Do
tego kręcenie lodów i inksze niejasne nieprawości. Toteż podobnie
jak koleżanka powyżej, usunięta z widoku publicznego. Teraz wstyd
przynosi na europejskich salonach. Może i twardsza do Prima Bety,
ale ani sympatii, ani szacunku nie budzi – zwłaszcza, jak wgryźć
się w jej niejasne działania pozaparlamentarne, że się tak
wyrażę.
Trzecia Beta. O! Moja ulubienica. Nie
wiedzieć czemu, ale kamery zawsze łapią ją szerokim kątem z
góry. I to nie tylko te z nieprzychylnej stacji, ale i Swoje”,
reżimowe. Kto co nieco wie o fotografii, optyce, ten wie, jak
wygląda postać w takim ujęciu. Absolutnie nie wygląda to dobrze.
Szczególnie, gdy twarz przybrana jest w okulary. Nigdy nie
pozwoliłbym sobie naśmiewać się z czyjeś powierzchowności,
gdyby nie to że wizerunek jaki dostajemy na ekranie uwypukla
charakterystykę postaci. Półprzytomny wzrok, nieobecny wyraz
twarzy jest potęgowany przez obiektyw wręcz karykaturalnie. A we
wnętrzu roztrzęsiona złość (złośliwość?) i kompletny brak
ogłady, tak potrzebnej do sprawowania funkcji rzecznika (sic!)
prasowego. Mała Mi polskiej polityki. Nie-do-stra-wie-nia.
Oczywiście na europejskim wygnaniu.
Brak pokory to cholernie irytująca
cecha. Tym trzem paniom brakuje jej, bardzo. Dlatego tak wysokie
miejsce zajmują na liście deficytu szacunku. A przecież tak nie
musi być. Nawet po tej samej stronie barykady można znaleźć ludzi
przyzwoitych, tylko ci nie brylują na salonach i nie funkcjonują
tak wyraziście w społecznej świadomości. Są bowiem takie
postacie, których normalny, zdrowy na umyśle człowiek nie może
lubić, nie może zaakceptować światopoglądowo, jednak musi oddać
szacunek ich skuteczności, sprawczości, wpływu na bieg spraw.
Niech każdy wpisze sobie tutaj odpowiednie nazwisko – mi nie
przechodzą przez gardło, a raczej przez klawiaturę.
Dobra. Teraz kilku Panów. Zupełnie
wyciągnięte z zakalca rodzynki, bo nie sposób zgłębić tematu do
końca (już mi się dłuży i widzę, że nie ogarnę). Tak sobie
poskaczemy po politycznym genomie w wydaniu XY.
To może na początek Mr Caryca.
Absolutny hit, że tak powiem. W sumie nieszkodliwy. Poziom
indolencji intelektualnej jest zatrważający. A może nie
intelektualnej (choć trudno to obalić), a politycznej. Po prostu
niewielu się nadaje, a niektórzy nie mogą bawić się w politykę.
Misiek, z którego drą łacha nawet koleżanki i koledzy. Ale sam
sobie na to zapracował.
No to może teraz pan Zero. Tu mam
problem. Emanacja wszystkiego złego w polskiej polityce. Aż dziw,
że nie nosi wąsika i zaczesanej grzywki. Poglądy nie do
zaakceptowania, ale spójne i trwałe, jak bedrock w minecraft. Ci
niby jeszcze bardziej na prawo, to przy Zero chłopięta w krótkich
porciętach. Trudno go szanować za poglądy, ale pewne uznanie dla
politycznej skuteczności trzeba mu oddać. Szkoda wielka, że gra
dla tych złych, bo gdyby znalazł się po stronie demokratycznej i
cywilizacyjnie poprawnej, to byłby niezłą przeciwwagą dla tych
wszystkich zaprzańców w służbie odwrotu od przyzwoitości.
Teraz gwiazda nieco przygasła, albo
raczej przygaszona. No bo co można było zrobić z gościem, który
zasiadając na jednym z najważniejszych stołków w państwie,
okazał się lubującym się w nieletnich prostytutkach, buszującym
po burdelach panem w starszym wieku? No jakoś trzeba było go
schować do szafy. Wiadomo, w dzisiejszej politycznej optyce takich
afer się nie rozlicza, ale coś trzeba było jednak zadziałać.
Szast prast! - i go nie ma. Po cichu.
Jak już jesteśmy przy tematyce
frywolnej, to nie sposób pominąć Żelaznego Mariana. No ten to też
jest aparat! Oczywiście to tylko domniemania nie potwierdzone przez
niezależne i niezawisłe organy śledcze i sądowe, ale czerpanie
korzyści z nierządu zawsze brzmi grubo. I co? I nic. W końcu
Żelazny, to żelazny.
Kolejny ancymon. Pan Bizancjum. Może i
świetny fachowiec … w swoim fachu. Tylko po co się pchał do
polityki z takim charakterkiem? Bo nie z charakterem. Oprócz
uwielbienia luksusu znany przede wszystkim z tupania nóżką i
wylewania żalów na poziomie pięciolatka. Poużywał sobie za
nasze, oj poużywał. Co ciekawe, można odnieść wrażenie, że w
odróżnieniu od swoich kolegów i koleżanek, którzy wypadają mało
autentycznie (widać w nich ciąg do koryta i temu podporządkowują
swoją karierę), on chyba jest przekonany o swojej, ekhm,
wyjątkowości. Mania wielkości i absolutny brak refleksji.
Refleksji nad sobą.
Kto tam dalej… O! No są i przecież
autentycznie wykazujące odchylenia pędzące meteoryty przez gęsta
atmosferę rozsądku. O zgrozo, nawet na stanowiskach zarządzających
armią – niedługo, bo niedługo, ale jednak ktoś (wiadomo kto) ów
stołek wsadził mu pod dupsko. Jak w wielu przypadkach i tutaj szafa
trzydrzwiowa na długi pobyt w niebycie przyznana.
No i wreszcie ten Prima… czyli
trzeci. Pomijam prezydenta i naczelnika, bo o nich trzeba by zbyt
wiele prawić, żeby zgłębić temat. No więc Prima bankster RP.
Pinokio. Namaszczony, nasmarowany i puszczony w obieg, jak kulka w
ruletce. Jak bardzo lawiruje w ty bagienku sam, a jak kierowany jest
z tylnego siedzenia – można jedynie domniemywać. Natomiast jest
prawdą raczej nie do obalenia, że zarówno wcześniejsze interesy,
jak i obecne i przyszłe ustawiły go wysoko w mafijnej hierarchii.
Wyrachowany, oślizły, wierny – cechy dyskwalifikujące na
zajmowanym stanowisku. Nie zająknie się, nigdy nie zadrży mu głos.
Narzędzie doskonałe. Kręgosłup moralny z plasteliny.
I tak by można dalej, i dalej, i dalej
… Schematy się powtarzają. Co jest jednak przerażające
najbardziej to to, że ci ludzie rządzą dużym europejskim krajem.
I końca nie widać. Minione lata dały dostatecznie dużo czasu na
kompletne zdeprawowanie ekipy i degrengoladę kadr od najniższych do
najwyższych stołków. Co gorsza, na tym nawozie nic nie rośnie
nowego. Że też nikt nie wykorzystał okazji, żeby zbudować nową
jakość, eh… Taką mamy klasę polityczną. Najwyraźniej do
polityki cisną się największe męty i nieudacznicy, którym samo
dojście do koryta wystarczy. Po nie mający żadnych ideałów,
poczucia misji, kręgosłupa moralnego trudno doczekiwać się
rzetelności, uczciwości, empatii. Ale sami sobie ich wybieramy. Nie
„oni”, tylko „my”. A może po prostu ci przyzwoici już
doszczętnie porzucili myśl o pchania się do tego bagna? Scena
polityczna jest natomiast szturmowana przez kibolsko-dyskotekową
osiedlową łobuzerkę w błyszczących dresach i regularnych
przestępców w białych rękawiczkach. Eh…