FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

wtorek, 4 grudnia 2018

Agro Podagra! Dzień, jak co dzień.

... Agrooo Podagraaa! - don Carlito rzucił chyba najbardziej rolniczo-medyczne zaklęcie ze swojego rezerwuaru zaklęć wszelakich. Zabrzmiało całkiem profesjonalnie. I dosyć złowieszczo nawet. Po czym zniknął w chmurze gęstego fioletowego dymu. Właściwie to nie wiem, czy rozpłynął się w tej chmurze, czy skwapliwie skorzystał z łazienkowego portalu między rurkami kaloryfera. W każdym  bądź razie plan wywołania nielichego zamieszania był sprytną próbą zatarcia nieciekawego wrażenia, po wcześniejszej próbie z wtarciem we własne uda dwóch garści cudo-kremu. Eksperyment był ekstremalnie obciążony ryzykiem niepowodzenia i  tym razem prawa nauki zwyciężyły na całym froncie. Domestos nie zadziałał, dopiero pół rolki papieru toaletowe pozwoliło wytrzeć i uda, i dłonie, i łokcie, i ....itd. Natomiast woda w ramach kąpieli ma taki sam wpływ na usunięcie pozostałości po cudo-kremie, jak ja na skłonienie Pierworodnej do posprzątania bajzlu na jej biurku. Gąbka też nie pomogła.
Don Carito, jak wspomniałem, jednakowoż zniknął. Podejrzewałem jeszcze, że te białe ślady stóp (pewnie z cudo-kremu) doprowadzą mnie do jego faktycznej kryjówki za drzwiami łazienki. Ale ku mojemu zdumieniu, jednak nie znalazłem tam delikwenta. Zapadł się pod ziemię. I to bez śladu uszkodzenia beżowych (albo piaskowych, jak ktoś woli) kafelków na podłodze. Tylko z oddali dobiegło mnie nieco zduszone wołanie - Tato! zniknąłem! Patrz!
Nie patrzyłem. Byłem zajęty analizowaniem rozkładu okruchów czekoladowej babeczki, którą szczypta po szczypcie (też tak można), don Carlito wydłubywał skutecznie, jeszcze przed  aferą z cudo-kremem. Zagadką pozostaje, jaki procent babeczki trafiała do jamy ustnej, a jaki posłużył, jako ściółka w trójkącie łazienka-przedpokój-pokój (z zaprószeniem klawiatury włącznie). Jak by nie było, babeczka była chyba spora - to jedyny wniosek, jaki wyciągnąłem. Tylko po jaką cholerę analizować okruchy?! Mam wrażenie, że miało to odciągnąć moją uwagę od dalszych wydarzeń. Skutecznie zresztą.
- Tatooo! No patrz! - wyrwało mnie z rozmyślań ponowne zawołanie.
- No patrzę...
- Nie patrzysz!
- Patrzę!
- Nie patrzysz! Przecież mnie nie widać.
Poniekąd logiczna argumentacja zbiła mnie nieco z pantałyku. Tylko co to jest ten "pantałyk"? Azerbejdżańska etymologia tego słowa zupełnie mnie nie przekonuje. No ale nieważne, bo zbaczam ze szlaku oświecenia. 
Wtem buchło!, chuchło!, zachrobotało! i don Carlito pojawił się w portalu, który tym razem otworzył się między kanapą, a ścianą do dziecięcego pokoju. Jedno się wyjaśniło. To nie były jednak czary. Ha! Co prawda don Carlito musiał się niemało natrudzić, żeby się wygrzebać z ciasnej pulsującej, świetlistej dziury, ale najwidoczniej skakanie między wymiarami nie robi już na nim większego wrażenia. W każdym bądź razie nie wyglądał na steranego wycieczką do równoległego świata. A może tylko stał w przedsionku, tuż za bramą i chichocząc przyglądał się Staremu, który wciąż deliberował nad tymi okruchami po czekoladowej babeczce, hę? Wytacha odkurzacz z szafy, czy nie?
Nie wytachał. 
Z tymi portalami jednak, to wciąż ryzykowna sprawa. Dziwi, że w XXI wieku wciąż naukowcy głowią się nad ujarzmieniem zjawiska podróży między wymiarami. Przecież ustabilizowanie miejsc otwierania portali nie może być aż tak trudne. No bez przesady! 

Pogodynka.
Lało, leje, będzie (chyba) lać. 8 st.C

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz