Ja z natury, to jestem wyrozumiały dla bliźnich. Tylko, że niezbyt. 😉
Jest zimno, tak więc poranna wyprawa na lokalne zakupy nie jawi się, jako ten jakże oczekiwany spacer z małżonką pod ramię. Toteż już pierwsze kroki poza azyl domostwa jest wkraczaniem na teren wrogi memu jestestwu. Kaptur naciągnięty głęboko na czoło, głowa wciśnięta między ramiona, jakbym karku nie miał. Idziemy! A właściwie jedziemy, bo zakupy z natury heavy duty, bo sobota. Dobrze, że odśnieżać nie trzeba.
Pominę wszystkie pośrednie stacje drogi krzyżowej. Zatrzymam się przy jednej z nich na nieco dłużej. To sklepik z mięsem i wędlinami na naszym rodzimym bazarze rozmaitości. Wtem w zatłoczonej przez mięsożernych klitce, rozpętuje się istna burza. Niespodziewana, jak grom z jasnego nieba w środku grudnia na 50 stopniu szerokości geograficznej północnej.
- ...Przepraszam, czyja ta wędlina? - pada zza lady - dla kogo to odłożone?
- To chyba tamtej Pani - głos pierwszy
- Której ? - ekspedientka
- Tej co już nie ma - głos drugi
- Aaaa, tej młodej! - głos trzeci
- Tamtej czarnej, co była z córką - głos drugi
- Nieee, tamta już poszła - głos czwarty
- No przecież mówię, że już jej nie ma... - z irytacją głos drugi.
Kolejka się przesuwa...
- Ale ... - aktywuje się w kolejce nowy głos piąty - chyba powiedziała, że wróci.
- Tak jakoś szybko wyszła. Może wróci ...? - zastanawia się głos trzeci.
Kolejka przesuwa się; my z nią. I gdy już wygląda na to, że temat zapomnianej kiełbasy wygasł, magle ktoś dorzuca łopatę węgla do pieca. Zegar odmierza kolejne sekundy.
- Bo to chyba chciała, żeby zapakować... - nie wiem, który to głos w sprawie.
- Ale to tamtej Pani, która już poszła - przypomina ze znawstwem głos pierwszy, wzdychając przy tym znacząco i przewracając oczami. Zanosi się na przeobrażenie dyskusji w sprzeczkę. Głosy w kolejce coraz donośniejsze.
- Noooo, ale to ta czarna, ta co z córką była. Taka młoda była. - przypomina głos drugi.
- Eeee, to chyba nie były matka i córka - głos czwarty powątpiewa.
- Właśnie, tylko dlaczego tak szybki wyszła? - widać, że głos trzeci wciąż szuka rozwiązania problemu rangi egzystencjalnej.
Już prawie nasza kolej... Zaczynam się wkręcać w tą dyskusję. Nie mam nic do powiedzenia, ale przecież nie o to tu chodzi. Najlepsza z Żon hamuje mnie, gdy sugeruję dołączenie swojego skromnego głosu. Może i słusznie, bo zaraz trzeba podjąć decyzję, czy bierzemy pasztet wędzony, kremowy, czy domowy; no i którą surową: sopocką, czy szynkę. To nie są wybory błahe, szczególnie, że nie wyczerpują znamion listy zakupów do realizacji.
- Może wróci ...? - nie wyłapałem, który to głos w dyskusji, bo przyszła nasza kolej.
Luuuuuudzieeee !!! Po co Monty Python, po co Bareja, kiedy rzeczywistość karmi nas tak wyszukanymi smakołykami na co dzień? 😀😀😀 Szkoda, że brak mi ogłady literackiej, aby oddać cały wyrafinowany charakter tej sceny. No nie potrafię i już! Pozostawię to wyobraźni szanownego czytelnika tych słów. Ale było grubo, oj było. 😄
Zupełnie z innej półki, choć nie do końca. Bo mi się tak fajnie złożyło, treściowo, bo o tej historii z mięsem powyżej się wysiliłem. Otóż, jak niektóre dzieci mogą być najskuteczniejszą antykoncepcją dla potencjalnie zastanawiających się nad posiadaniem potomstwa, to tak niektóre psy są w stanie wybić z głowy wszelakie zakusy na posiadania czworonoga w domu. 😀 W moim przypadku twierdzenie, że "dobre zwierze to dobrze przyrządzone zwierze", urasta do rangi opus magnum moich przekonać o świecie. 😉
Pogodynka.
Dzisiaj 0 st.C w ciągu dnia, teraz -1,5. Do tego śnieżek sypie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz