FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

poniedziałek, 26 listopada 2018

Ale, że znowu...???

Dzisiaj autentycznie budzik mnie rozczarował. Gdzieś na finiszu marzeń sennych ordynarnie zajechał mi drogę doprowadzając do kolizji z furgającymi dokoła kawałkami zderzaków, rozbryzgiem tłuczonego szkła i zgrzytem blach. Brutalne przebudzenie. Hello! Tu poniedziałek! Pobudka!
Zanim zwlokłem się z wyra, budzące się z wolna pojedyncze komórki nerwowe niemrawo próbowały odpalić rzeczywistość. Jednak zastałe po nocy synapsy najwyraźniej nie odzyskały jeszcze swojej boskiej mocy, toteż nic dobrego z tego rozruchu nie wychodziło. Przez dłuższą chwilę nadal błądziłem pomiędzy nadzieją, a trzeźwością. F*ck! To jednak już nie weekend.
Droga przez noc. Mimo kiepskiego wstawania, dzisiaj jednak standardowe zasypianie w porannej trasie nie było, aż tak makabryczne. Mniej więcej trzymałem się swojej strony drogi, co nie zawsze jest takie oczywiste.
Poniedziałek okazał się kontynuacją poprzedniego tygodnia. Jakby w ogóle nie było weekendu po drodze! Pierwsze pozytywne wrażenie (wręcz miłe zaskoczenie), z każdym kwadransem, z każdą godziną, ustępowało frustracji. Ileż razy można potykać się o te same kłody? Ból poweekendowego istnienia z domieszką listopadowej aury, tylko potęgował zło. Pulpa, z której nie można nic konkretnego ulepić. Żadnych tragedii, ale i za grosz pozytywów. Odhaczyć, skasować, zapomnieć.

Ale co ja to dzisiaj chciałem...? No tak. Trochę geopolityki z najświeższych stron gazet. Znowu? Tak, znowu. Tak, znowu Rosja podpuszcza Świat. "A cobyście powiedzieli, jakbyśmy ... hmmm... np dojechali znowu Ukrainę, hę?". I sruuuu! jakiś mały incydent na morzy azowskim; jakieś staranowanie okrętów, ostrzelanie i w końcu zabranie zabawek Ukraińcom, którzy z płaczem wracają do domu wpław, a nie na swoich okrętach. Tak, tak, mamy XXI wiek, cywilizowany (w miarę) region świata i konflikt na miarę sporej piaskownicy. Tak to wygląda. Tylko skóra cierpnie, gdy zdajemy sobie sprawę, że z tej piaskownicy bójka może się przenieść na cały plac zabaw. A łobuzy, którzy biją mniejszych, raczej nie żartują i są w stanie natrzeć uszu wszystkim dokoła. 
Co na to szeroko pojęty Świat. No Świat ubolewa. Świat protestuje. Świat wyraża oburzenie. Ale ledwo wychyla nos zza płotu, żeby popatrzeć co to tam się właściwie wyrabia. Żaden nie przeskoczy przez siatkę, żeby przynajmniej warknąć na Rosjan. Zresztą czy oni cokolwiek by sobie z tego zrobili? Nie sądzę.
A biedni Ukraińcy ogłaszają stan wojenny u siebie, bo cóż innego im wypada zrobić... Żeby zachować resztki honoru. I prawdopodobnie na tym się skończy. Ba, dobrze by było żeby na tym się skończyło. I dla Ukraińców i dla reszty Placu Zabaw. Bo jak nie, to ... to stracą nie tylko te parę okrętów. A kumple z Placu z całą pewnością nie staną w ich obronie. Odwrócą tylko głowy i pogwizdując pod nosem oddalą się pośpiesznie, udając, że nic nie widzieli. Nie trzeba być fachowcem od stosunków międzynarodowych, żeby taki rozwój sytuacji przyjąć za równie prawdopodobny, jak to, że Kaczyński nigdy nie przytuli Tuska.
I tak będziemy sobie obserwować bezkarność Niedźwiedzia ze wschodu. Zrobi co zechce. A my będziemy po cichu się zastanawiać, kiedy dojrzy coś atrakcyjnego nieco bardziej na zachód niż Ukraina. Będziemy się mądrzyć, stroszyć piórka, wierzyć w niezmienność naszej sytuacji geopolitycznej, a gdzieś tam pod skórą drżeć o własne granice. 
Nie podoba mi się to, oj! nie podoba.

Pogodynka.
Szaro, buro i ponuro. 4 st.C, jakaś mżawka. Już wolałbym, żeby sypnęło śniegiem i zmroziło cały ten syf dokoła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz