Dla kronikarskiego porządku zacznę od pogody. Krótko i zwięźle:
- 1.11 - 20 st.C i słońce
- 2.11 - 20 st.C i słońce
- 3.11 - 10 st.C, ponuro, wilgotno, trochę deszczu z nisko zawieszonych chmur.
- 4.11 - do południa 12 st.C, pochmurno, wieje.
Listopad pokazał wczoraj swe prawdziwe oblicze. Ale coś tam jeszcze magicy meteo wieszczą o powrocie ładnej pogody na zbliżający się tydzień.
Ale ja chciałem dzisiaj, gdzieś pomiędzy obieraniem ziemniaków, a zmywanie dnia wczorajszego, o czym innym nieco. Otóż ja i telewizor, to nienajlepsze zestawienie. Nie za bardzo do siebie pasujemy. Nie jest mi jednak oczywiście wynalazek zwany telewizją czymś obcym. Mam świadomość jego istnienia i to coś wiszące na ścianie od czasu do czasu błyska do mnie obrazem, rzadziej treścią. Niedzielny poranek jest takim momentem, gdy częściej potrafię skupić się na chwilę, podczas przeżuwaniu śniadaniowej kanapki, na "podglądaniu" telewizji, bo mówienie o "oglądaniu" byłoby sporym nadużyciem. Drugim takim momentem, gdy tracę cenne minuty życia na ekran TV, jest wieczór dnia powszedniego, gdy zdarzy mi się pamiętać o wysłuchaniu prognozy pogody. Cała reszta przypadków, gdy coś obejrzę, to nieplanowane, krótkie epizody, w tzw międzyczasie pomiędzy obowiązkami dnia codziennego. Do anegdoty urósł fakt mojej niemożliwości, wręcz nieudolności obejrzenia jednego całego programu z ramówki jakiejkolwiek stacji. O całym długometrażowym filmie nie wspomnę. Ale do rzeczy.
Nie wiem co mnie bardziej irytuje w telewizyjnej papce. Tzw publiczna telewizja, zwana niesłusznie narodową, a częściej reżimową w obecnej sytuacji politycznej, urosła do miana tuby propagandowej rządu naszej ukochanej RP. I chyba nikt tu już nie toczy wojen, ani nie próbuje przekonywać, że jest inaczej. Ani opozycja, a rządzący. Nawet ci drudzy machnęli już ręką, i tą ciszą zdają się mówić, że "no dobra, tak jest" i przestali robić dobrą minę do złej gry. Jest, jak jest. Wiadomo, że to co serwuje TVP należy traktować, jak jeden wielki bilbord wyborczy wymierzony w umacnianie wiary maluczkich w niezłomność i nieomylność jedynie słusznej partii i drogi, którą nas prowadzi do dobrobytu.
Natomiast jest (jeszcze jest) telewizja niezależna, obywatelska, masońsko-żydowska, proniemiecka, proeurpoejska, prywatna .... czy jak tam kto woli ją określać. W każdym bądź razie jeśli nie jest jawnie opozycyjna względem TVP, to pozbawiona programowego przekłamywania rzeczywistości, która nas otacza. Nie oznacza to, że jest ... fajna. O nie! Jest równie zepsuta, jak TVP, która przecież swą degeneracją trąci mniej lub bardziej, w zależności od opcji, do której w danej chwili należy. O ile bowiem w telewizji publicznej drażni tępa propaganda, to w telewizji prywatnej doprowadza mnie do szału infantylna reklama siebie i swych produkcji. Programowo wręcz nie trawię promocji filmów i seriali produkowanych pod auspicjami TVN. No nie mogę i już. Już u zarania wiem, że nie będę tego oglądał, jakby nie było obiektywnie dobre. Mam wrażenie, że TVN chce żebym uwierzył, że ten wywiad, czy ta rozmowa o "niezależnej" produkcji, gdzieś pomiędzy tematem o zdrowych sałatkach z ciecierzycą, a reklamą podpasek, jest obiektywnym studium nad tym czy innym filmem. Ta poza, to tworzenie otoczki rzetelnego dziennikarstwa w "telewizji śniadaniowej", jest wręcz żenująca. Czuję się, jak przedszkolak, któremu wmawiają, że jak dostanę pod choinkę kucyka pony, to będę najszczęśliwszy na świecie.
I nie wiem co jest gorsze. No bo partyjna propaganda, którą karmi nas ekran TVP, jest - dla średnio inteligentnego homo sapiens - pozbawiona przynajmniej próby wmawiania, że jest czym innym. Natomiast product placement, jak spływa ze stacji prywatnych, jest w tak "nieukrytej" formie serwowany, że nie trzeba nawet w napisach końcowych audycji, rzetelnie o tym informować.
Kurde! Gdzie jest pilot?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz