Dzień dziewiąty - niedziela, 15.07
Od samego rana słonecznie, okresowo błękit urozmaicony białymi obłokami. Ciepło, ale pierońsko duło, od samego rana, do późnego popołudnia. Dopiero wieczorem się uspokoiło dając wytchnienie od nieskończonego szumu.
Plaża - a jakże! Tyle, że w dobrze okopanym grajdole. Żeby się ochronić od wiatru i tabunów piasku pędzących z zachodu na wschód musieliśmy wykrzesać z siebie pokłady inżynierskiego geniuszu, aby zapewnić sobie miły, cichy zakątek. Wiatr jednak był na tyle silny, że piach znajdował drogę po dachu naszego namiotu i tym sposobem wsio w środku było zasypane. Ale co tam, grunt że słońce grzało. A niebo przy tym było błękitne ...
Obiad w knajpce, jak zwykle. Ale coś ostatnio podpada mi ten lokal. Trzeba będzie zmienić, bo samą urodą dziewczyny się nie obronią - zjeść też dobrze chcę.
Popołudnie w ogrodzie przy domu. Wieczór przy kartach.
To był dobry dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz