FOTOGRAFIA

FOTOGRAFIA
" Mój magiczny FOTO świat" - Zapraszam do oglądania świata subiektywnym okiem mojego obiektywu ...

czwartek, 19 lipca 2012

Dzienniki bałtyckie - cz. XII

Dzień dwunasty - środa, 18.07
Podobno wcześnie rano padało - pisze podobno, bo o tej porze to ja śpię, więc nie wiem. Do południa jeszcze raz chwilowo siknęło, ale bez rewelacji. Pozostała część dnia słoneczna i nawet nie tak bardzo wydmuchana, jak wczoraj, czy jeszcze wcześniej.
Kiedy sobie pomyślę, że tuż tuż było nam ku odpuszczeniu tej wycieczki, to ciarki po plecach przebiegają. Otóż jednak pojechaliśmy na wypad do Słowińskiego Parku Narodowego i samej Łeby. Spędziliśmy tam całe popołudnie i ładny kawałek wieczora.
Kulminacyjnym punktem wyprawy była oczywiście Wydma Łącka z przyległościami. Dostaliśmy się tam "tramwajem" w postaci kursujących tam i nazad melexów, które zdzierają co prawda niemożebnie, ale za to dowożą na miejsce w 20 minut. Sama wydma okazała się - na całe szczęście - atrakcją co niemiara dla Tuśki, która turlała się nie raz z jej szczytu, aż po sam dół. Podobnie plaża, usiana przekolorowymi kamykami, którymi napakowaliśmy kieszenie, była ważnym dla naszej córy punktem programu.
Do samej Łeby zajechaliśmy już dobrym wieczorem. Najpierwsze wrażenie - "Zakopane północy". Targowisko rozpusty wszelakiej, niemniej mające swój urok. Skala zjawiska przeogromna i kipiąca bogactwem doznań. Co ciekawe, jeśli chodzi o ceny, to obiad można zjeść o połowę taniej niż w Dębkach. I to nie tylko w jednej knajpie, lecz na każdym kroku.
Bardzo fajny jest w Łebie port rybacki z cumującymi wzdłuż wybrzeża niebywale bajkowymi statkami zrobionymi na kształt starodawnych żaglowców ery Jamesa Cooka.
Byliśmy też w "Domu postawionym na głowie". Na zewnątrz nie robi wrażenia. Za to w środku - bajer nie z tej ziemi. Nie na darmo wisi przed wejściem ostrzeżenie, aby nie wchodziły osoby o słabym błędniku. Fajne doznania, fajne.
Wracaliśmy z Łeby gdy zmrok już zapadał. Droga pusta, szybka. Niecałe 50 min + dopłata za expres (nie wiem jeszcze ile) w postaci fotki na fotoradarze (fuck!).
Po powrocie, już ciemną nocą, poszliśmy na plaże puszczać lampiony szczęścia. Doskonała noc ku temu, bo wiatr zupełnie zamarł. Później piwko na piachu i spacer ciemną plażą o północy. Fantastyczna pogoda. I cały dzień. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz