Dzień jedenasty - wtorek, 17.07
Aż dziw bierze, że po tak pogodnej nocy może nastać tak paskudny poranek. Pierwszy raz jak tu jesteśmy lało przez bite parę godzin, cały poranek, aż do południa z okładem. Prawie już spisałem dzień na straty, ale jednak popołudnie okazało się bardziej łaskawe i wyszło słońce, które towarzyszyło nam, aż do wieczora. Tyle tylko, że wraz ze słońcem pojawił się znowu wiatr, mocny i sprawiający, że słoneczne ciepełko gdzieś uciekało zanim rozgrzało przewiane kości.
Jak długo lało, tak nie wypełzłem z wyra. A jak się wypogodziło, to zrobiliśmy sobie dzisiaj obiadek na miejscu. Rozpaliliśmy grilla i w ten sposób dostarczyliśmy naszym organizmom porcji należnych kalorii.
Reszta dnia z książką w ręku. Jedynie na chwilę na krótkie zakupy i z aparatem na utrwalenie kolejnego sunsetu i wybadanie czy wiatr na tyle się osłabił, że można by puścić w rejs lampiony. Niestety nadal jeszcze zbyt mocno wieje, żeby nasz zamysł mógł zakończyć się powodzeniem.
Pomysł na wieczorową porę ? Książka i piwko w dowolnej kolejności, albo najlepiej w tym samym momencie. Na pewno żadnego TV. Sam się temu dziwię, ale jak długo tu jesteśmy nie odpaliliśmy telewizora. Fajnie ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz