Dzień czternasty - piątek, 20.07
Od rana do południa ładna pogoda, tochę słońca, trochę chmurek. No i wieje - ale do tego się już przyzwyczaiłem.
No coż, czas pakować graty i wyjeżdzać. Rano ostatnie zakupy na drogę, potem upychania wszystkiego do auta (kurde, jak to się dwa tygodnie temu mieściło ...?), krótki spacerek na plażę, aby pożeganać morze ... i w drogę.
W drodze do Gdyni złapała na ulewa. Ale jak jadę, to se może lać - wisi mi to. Dobrze, że w samej Gdyni już przestalo i do końca dnia było ładnie, ba, ciepło. Tak się bowiem porobiło, że cały dzień spędziliśmy jednak w Gdyni. Do Sopoto i Gdańska już nie pojechaliśmy. Stałe punkty programu: Akwarium (coś jakieś biedna ta ekspozycja w tym roku), Dar Pomorza, Błyskawica, jedzonko (lepiej nie wspominać). I to by było tyle.
Godz 17:40 wyruszamy z parkingu przed Akwarium, troszkę błądzimy zanim wydostajemy sie na obwodnicę, a potem już prosto na południe. Po ośmiu i pół godzinach jesteśmy w domu.
Wakacje 2012 uważam za zamknięte.
EPILOG
Dwa tygodnie minęły szybko - zbyt szybko, ale tak to już jest, że czas nie zawsze biegnie linearnie. W przypadku czasu urlopowego niestety jego upływ jest rosnącą funkcją wykladniczą, gdzie na osi Y jest subiektywne poczucie jego upływu.
Jak było? Fajnie, jak zawsze. Pogoda nas nie rozpieszczała. Trochę inaczej niż zwykle, tym razem to nie deszcz był problemem - bo nie było go wiele - tylko wiatr i stosunkowo niezbyt wysokie temperatury. Plażowania wiele nie było. Za to wycieczki jakie sobie zafundowaliśmy nie rozczarowały, a wręcz przeciwnie. Najważniejsze, że wypoczęliśmy deczko, co do tego chyba nie ma żadnych wątpliwości. Teraz tylko odliczać miesiące, tygodnie, dni do kolejnych wakacji.
Tym samym Dzienniki bałtyckie uważam za zamknięte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz