Aromatyczna brandy Stock 84, a w głośnikach "Take it back" i "Coming back to life" Pink Floyd ...
Jest git. Czyste dźwięki gitary, aksamitne myśli w głowie. W żyłach pulsujący stan uniesienia. Takiej nocy szkoda na sen. Szczególnie, że to sobotnia noc, inna niż inne. Są takie godziny dnia, a właściwie nocy, że żal wymieniać je na sen. Rozochocone szlachetnością trunku zmysły, rozpędzona krew, myśli na dopingu - wszystko to sprawia, że świat przyobleka barwne szaty rozwiewane księżycowym wiatrem. Chciało by się rzec: "chwilo trwaj". Na przekór tykaniu zagera, na pochybel nieubłaganym wskazówkom złotego cyferblatu czasomierza.
Gdy zamknę teraz oczy, gdy zanurkuję w otmęty snu, pryśnie czar nocy w wydaniu tak nieoczywistym, tak magicznym. Z słuchawkami na uszach, upajacąc się czarownymi dźwiękami, popijając ciemnozłoty trunek, który rozgrzewa wnętrzności ciała i zakamarki duszy, ostatnim czego pragnę jest teraz udanie się do łożka. Wszyscy śpią. Ja nie.
Zegar bije drugą godzinę. A w słuchawkach bije dzwon "High Hopes". To ostani przystanek Pink Floyd. Następny będzie "Going Home" mistrza Leonarda Cohena. Wiele bym dał, aby zatrzymać czas. Nie chcę usnąć, chcę trwać w tym stanie. Nie chcę obudzić się w niedzielny banalny poranek. Nie pragnę perspektywy kolejnego dnia. Jest dobrze, jak jest. Nie śpieszno mi do zerwania kolejnej kartki kalendarza. Czas nieubłaganie pędzi do przodu, a ja nie zawierałem z nim paktu, nie podpisywałem lojalki, nie godziłem się na takie zasady gry. Chcę trwać. Chcę być tu, gdzie jestem. Nie śpieszno mi do odkrywania kolejnych kart. Pragnę wycisnąć ostatnie soki chwili tak miłej mej duszy. Nie mam zamiaru poganiać Słońca, nie zamierzam go budzić i pomagać mu wyłazić na wyżyny firmamentu. Niech towarzyszy mi brat Księżyc z jego zimnym blaskiem. Listopadowość nocy niech będzie mi towarzyszem i kompanem do szklaneczki brandy zasypanej kruszonym lodem. I niech Mistrz Leonard upaja mnie swym śpiewem.
Dlaczego mam iść spać? Dlaczego mimo tego, że "obok śpi Ona", ja wciąż tkwię z muzyką na uszach? Dlaczego w me uszy sączy się muzyka? Dlaczego piszę te słowa? Czy chwila ta tak niebanalna jest warta opisania? Widocznie tak. Prawdopodobnie uronienie choć kropli tego stanu duszy byłoby marnotrastwem. Dlatego siedzę i piszę. Siedzę i w duszym śpiewam "Show me the place".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz