"Po gorącym lipcowym dniu ..." - prawda, że to pięknie brzmi ? :) Ale to najszczersza prawda. Taka oto środa nam się przytrafiła.
Biegałem. Ale powiem bez kręcenia, że to był chyba najgorszy raz w całym sezonie. Tak ciężko nie miałem nawet za pierwszym razem. Dzisiaj to była rzeczywista walka ze samym sobą, nie z asfaltem, nie z pogodą, nie z dystansem, tylko z myślą w środku głowy, że "już nie mogę". I tak biłem się ze samym sobą, po czwartym, po piątym, po szóstym, po siódmym kilometrze. Dobiegłem, bo dobiegłem. W czasie nie najgorszym, ale z samopoczuciem zdychającego zwierza. Nie o samo fizyczne zmęczenie chodzi, ale o brak mocy, brak energii ... i chęci. Jedyną rekompensatą był odurzający zapach kwitnących lip pod domem, zapach lata, zapach wakacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz