Bardzo frustrujące piętnowanie.
Ile musi minąć czasu, jak znaczna musi nastąpić zmiana pokoleniowa, ile dusz musi odejść w zapomnienie, aby zmieniło się na lepsze w służbie zdrowia ...
Każdy kontakt z publiczną instytucją ochrony zdrowia, jakby dobitnie nie nazywała siebie "niepubliczną" (NZOZ), tylko pogłębia moje poczucie kompletnej degrengolady toczącej to chore ciało, ten wrzód ropiejący. Kiedy widzę snujące się szpitalnymi korytarzami postacie w białych kitlach, kiedy patrzę w te bezduszne, oszpecone tępym wyrazem oblicza, mam wrażenie, że jestem świadkiem jakiejś społecznej demencji, pochodu żywych trupów, bez uczuć, bez grama wrażliwości, bez grama poczucia misji, a co najgorsze dla mnie jako potencjalnego pacjenta (petenta) - nie widzę ani krztyny chęci, poczucia obowiązku, profesjonalizmu w elementarnym nawet zakresie, czy nawet zwykłej przyzwoitości. To trochę tak jak wizyta w urzędzie, gdzie przeżarta cynizmem administracja traktuje człowieka, jak zło konieczne. Tyle, że w urzędzie nikt nie ratuje zdrowia i życia, a w służbie zdrowia niestety tak. Przynajmniej w założeniu, bo jak jest, każdy wie.
Postacie ciągnące leniwie po posadzkach lacie, bo nawet nie warto ich podnosić - Kurde! jak można aż tak powoli się przemieszczać ??? (no ja bym nie potrafił). Lekarskie kitle rozchełstane, bo niby dlaczego nie. Kieszenie szeroko otwarte, jak liście rosiczki czychającej na ofiarę. Wymalowane na błękitno oczy i kruszejący tusz opadający z powiek pielęgniarskich primadonn. Taki obraz upadku i bezgranicznego zepsucia rysuje obraz polskiej służby zdrowia.
Najgorsza jest bezsilność. Mało kogo stać na to, aby wydać walkę tej patologii, aby sprzeciwić się takiemu traktowaniu, aby krzyknąć w te paskudne mordy i zetrzeć im kpiący uśmiech z brudnych ust. I nie chodzi tu nawet o wykrzesanie z siebie energii i odwagi do podniesienia szabli, do zadania ciosu. Człowieka rozwala brak amunicji w postaci właściwie potężnego pliku banknotów w portfelu. Bez niego nie można sobie pozwolić na ryzyko stanięcia twarz w twarz z przeciwnikiem tak podstępnym i bezlitosnym, który jeńców nie bierze, lecz dobija z satysfakcją. Polec w imię prawdy ? Dać się zabić za honor ? Jak ułani z szablami na czołgi ?
Ale wciąż słychać lament, jak im źle. Jak to skrzywdzeni są przez los, przez rząd, przez historię. A może by się tak kurwa do roboty wziąć ?! Może, jakby jeden z drugim musieli pracować, jak każdy normalny śmiertelnik, jakby byli rozliczani z tego co robią, jakby ich byt zależał od postawy i umiejętności, a nie od sfilcowanego patosu, w który wciąż się przyoblekają, to może zrozumieliby to, że są zakałą społeczeństwa godną potępienia, eliminacji. Co by musiało się stać, aby dla tej hordy darmozjadów praca nie oznaczała li tylko przychodzenia na oznaczoną godzinę do miejsca zwanego zakładem pracy ?
P.S. Byłem dzisiaj w szpitalu ... Na szczęście jestem zdrowy i nie szukam pomocy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz