Bez, bez ... bez lodu, bez lodowiska :) Żadnych alkoholowych skojarzeń proszę ;) Na to zawsze jest czas :D
Na lodowisku nie byliśmy, bo postawiliśmy z Tuśką na leniuchowanie. Zresztą i tak miała w zanadrzu imprezkę urodzinową u koleżanki, gdzie pewnie więcej się wyhasała, niż po porcji sobotniego łyżwowania. A tatuś przynajmniej obwodu w pasie nie wystawił na niebezpieczeństwo uszczerbku w centymetrach. Za to jutro ... No jutro ponurzamy się w ożywczo pachnącej chlorem basenowej wodzie. Dla zdrowotności ciała i ducha oczywiście. Nie ma to jak zapodać fizycznego sterania wypaćkanemu tygodniem duchowi.
Uhmm, z kuchni snuje się zapachowy ślad prażącego się mięska do fajitasów. Będzie dobrze. W sam raz na podkład pod sobotni wieczór. Najlepsza z żon podrzuciła taki pomysł na kolacyjkę. A ja już prawie sięgałem do lodówki po zimne parówki (rym!). Miast tego podniebienie będzie łechtane ferią smaków i aromatu, z wyraźną nutą pikantnego chilli, słodkiej kukurydzy i czerwonej fasoli, z gładkim śmietanowym sosem w którym skąpany smażony kurczak goni się ze słodyczą papryki w kolorze żółtym (nie czerwonym, bo w sklepie "L" były trzy ostatnie zwiędłe ... żółte). Natomiast wisienką na torcie będzie grecki jogurt doprawiony startym czosnkiem. Całość zawinięte w placki tortilli ... i aluminiową folię. Z tą folia to zastanowić się wypada po jakiego grzyba jest, skoro zaraz po podaniu idzie w kąt. Ale tak ma być, bo ... no bo ma być. Niby, że sos nie wykapuje - więc niech tak będzie.
W TV - jak to w sobotę często bywa - nic godnego uwagi. A z ochotą nie mniejszą niż na fajitasy, rzuciłbym się w objęcia dziesiątej muzy, w ramach trawienia tych pierwszych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz