Ktoś zapodał na twarzoksiążkę obrazek z satyryczną sentencją, którą pozwolę sobie zacytować.
A leci to tak:
"... niestety nie możemy pana zatrudnić - proces rekrutacyjny przeszedł pan wzorowo, ale nie ma pan kredytu na mieszkanie i nie będziemy mogli pana poniżać, wymagać rzeczy absurdalnych i mieszać pana z błotem, bo nie jest pan w przejebanej sytuacji.
zimno żegnam ... ty antyspołeczna parówo "
Hmm ...
Miało być chyba śmiesznie. I pewnie na pierwszy rzut oka takie się wydaje. Ale to satyra podszyta cierpkim grymasem. Naszła mnie oto taka luźna myśl z powyższym związana.
Tak sobie myślę, że na palcach jednej ręki policzyłbym znanych mi ludzi, którzy prowadząc samodzielne życie, mając rodziny, utrzymując się samodzielnie nie mieliby kredytów mniej lub bardziej przyginających ich karki do ziemi. I nie chodzi tu o jakieś ekscesy i stawianie się "na zagrodzie". Zwykłe dorównywanie kroku aby zaspokoić podstawowe potrzeby, zwykłe standardy życiowe, są uzależnione od zaprzedania duszy i portfela tej czy innej lichwiarskiej instytucji, zwanej potocznie bankiem. Ale nie ma co psioczyć, bo ludzie sami sobie gotują ten los, nikt ich za rękę nie trzyma przy składaniu podpisu. Smutne jest natomiast to, że egzystencja jest podszyta strachem, który karmiony jest widmem braku środków na spłatę raty.
Tak już się porobiło na tym świecie, że staliśmy się niewolnikiem nieposkromionej chęci dotrzymania kroku innym. Gonimy za coraz to bardziej wyśrubowanymi standardami życia, choć trudno znaleźć ku temu racjonalne uzasadnienie. Błądzimy, ale pędzimy; często ku zatraceniu. Gubimy się i tracimy kontrolę. Często jest już za późno na powstrzymanie lawiny.
Problem dotyczy każdego stanu. Czy biedny, czy bogaty, każdy na swój sposób zmaga się z problemem we własnej skali. To sprawia, że w pewien sposób magiczne hasło "kredyt" zrównuje ludzi, sprowadza do wspólnego mianownika. Zasób gotówki w portfelu i ilość samochodów w garażu nie jest istotna. To pokrycie comiesięcznej raty stanowi o być, albo nie być, o utrzymaniu się na powierzchni.
Trudno o spokój ducha żyjąc z takim piętnem.
Wracając do cytatu. Niestety choć gorzka ta myśl, to niestety trudno polemizować z pewnymi oczywistymi zależnościami. Hardość ducha, niezależność i możliwość "szanowania siebie" bez względu na wszystko, często jest upośledzona sytuacją materialną, tym piętnem kredytu, syndromem raty, strachem. Można powiedzieć, że jeśli ma się jaja, to nigdy nie pozwoli się na to, aby ktoś cię gnoił, wykorzystywał, poniżał. Ale tak po prawdzie, to zdrowy rozsądek dyktuje zupełnie inne postawy. To nie Powstanie Styczniowe, gdzie warto oddać życie za ojczyznę. Trzeba dobrze rachować i właściwie ustawiać priorytety. Jeśli nie, to można jeszcze uciec i pasać owce hen w dalekiej Nowej Zelandii. To też jakieś wyjście. Ale czy o to chodzi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz