Basen był.
Dwie godzinki chlorowania zaliczone. Oczy mi się kleją - pewnie powieki zbytnio rozmoczyłem. :))
Najlepsza z Żon właśnie zaliczyła drugie tankowanie prosto w żyłę.
I tak sobie dogorywa ta niedziela pomalutku. Nie mam zbytnio cieszącej się mordy w temacie zbliżającego się poniedziałku. Trudno żeby być happy z taką myślą na tapecie. A że się ciśnie, to przyznać muszę. Zawsze tak jest, zawsze.
Tydzień będzie na pewno inny niż poprzednie. To, że Najlepsza z Żon będzie leżeć na chorobowym, to jedno. Drugie, już bardziej we mnie osobiście trafiające, to to, że muszę Tuśkę do szkoły prowadzać.
A co poza tym ? W pracy, jak zwykle, czyli wielka niewiadoma co mnie czeka. Jutro angielski - zamierzam być. Innych wielkich planów nie mam. Poza tym, że komputer dzisiaj szlag trafił i będę o ratunek się ubiegał i o pomoc prosił Właściwą Osobę - wstępnie na środę się umówiliśmy. Pozostaję z nadzieją, że to opcja z wysypaniem się Windowsa, a nie twardego. Byłoby niemiło gdyby wsio danych stracić.
Teraz kawka. Prawdziwa, z gruntem. Są dni kiedy wolę rozpuszczalne "kakałko", ale jak się chcę napić dobrej kawy, to tylko parzona musi być; duża, słodka i z mlekiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz