Tak, właśnie odstawiłem pusty talerz ... ekhm , właściwie to talerze. To kolejny znak, że lato się kończy ;) Nie pamiętam kiedy ostatnio jadłem taki "richtiś niedzielny obiod", tzn. rosół i drugie danie z kluskami itd. Wakacyjny czas ma to do siebie, że luzujemy kulinarne zwyczaje do granic przyzwoitości. Dzisiejsza feta świadczy o tym, że "bierzemy się w kupe" po letnim rozpasaniu. Żeby nie dostać w ucho, od razu dodam, że to Najlepsza z Żon była tą Pierwszą Porządną, nie ja :))
Na kąpielisku byliśmy, a jakże ! Trochę się dosmażyliśmy z Tuśką - wszystko zgodnie z planem :). Poza tym wychodzi na to, że to idealne miejsce dla Tuśki, jeśli chodzi o możliwości kąpielowe. Jest dostatecznie i płytko, i głęboko, i w ogóle fajnie; choć woda mogłaby być czystsza.
Teraz sjesta. Trzeba wywalić na wierch spasione brzuszysko i kontemplować spożyty posiłek. Jedni tną komara, drudzy gapią się w TV, a ja ... ja zarzucę nogi na biurko i poczytam co nieco.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz