Jak żaden inny.
Oczekiwania zawsze są wielkie, tak jak i on. Z natury powinien być ambrozją, zaklętą słodyczą słońca, kwintesencją owocowej rozkoszy. Jednak jakże często bywa rozczarowaniem, tak wielkim, jak i on.
Jest także owocem kompromisu. Dokonywany wybór pomiędzy żądzą oczu i przekonaniem o wyższości tego wielkiego, nad małym, najczęściej kończy się wskazaniem na podrostka. Dlaczego ? Przecież wiadomo, że nie na darmo uśmiecha się ten większy, mizdrzy i kusi, a mimo to sięga się po malucha. "No bo po co aż tyle" ...
Jest też owocem wspomnień. Przynajmniej dla mnie. Dokładnie pamiętam, mimo że minęło lat dziesięć, dwadzieścia, czy trzydzieści kiedy to rozczarowanie przegrywało z rozkoszną, wręcz ekstatyczną ucztą, tańcem smaku i aromatu, symbolicznym, hedonistycznym wielbieniem lata, słońca i gorąca. Bo jak żaden inny jest symbolem wakacji.
Zielony, wielki łeb. Z paskami lube bez. Kilogramy, ociekającego słodkim sokiem, kruchego miąższu. Arbuz.
A tak poza tym, to dobrze, że piątek. Doczołgałem się. Z całym plecakiem niesmaku, rozczarowań i bezsilności. Pozbawiony chęci i ze zdechłą motywacją, do czegokolwiek - zwłaszcza do walki z wiatrakami. Pozbawiony złudzeń i z przekonaniem, że nie ma się co szarpać. Już nie z szeroko otwartymi z niedowierzania oczami, bo zdziwienie już minęło. Sprowadzony na ziemię. W baaaaaardzo ciulatym nastroju - ogólnie rzecz ujmując. Już myślałem, że taki stan ducha, to tylko wspomnienie z kiepskiej przeszłości. Ale nie, jednak znowu musiałem się z tym zmierzyć. Ale wyjdę z tego z nauką na przyszłość, że czasami nie warto, bo to się po prostu nie opłaca, czasami. Ehhh ... No jest, jak jest. I już.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz