Plan wykonany. Ma być dwa razy w tygodniu, to i było.
Dzisiejsza "ósemka" z werwą, w dobrym tempie, z krótkimi sprintami przed 2, 4, 6 i 8 km. I całość szybciutko załatwiona, bo zaledwie w 50 minut, wliczając w to zbijanie tętna na półmetku (jakoś nie mam zegarka nigdy przy sobie, więc nie wiem ile minutek to trwa). Dobrze mi się dzisiaj biegło. Dobra pogoda, bo chłodno, a nawet troszku pokropiło w drodze. Jakoś pałera dzisiaj miałem, mimo że dzień zaczynałem nie czując się jak superhiroł.
Sobotni wieczór pod wezwaniem finału Ligi Mistrzów. Już za niedługo zasiądę przed TV ze szklaneczką czegoś na lodzie i mimo, że kibic ze mnie nietęgi, to tym razem z przyjemnością oddam się oglądaniu piłkarskich zapasów.
W ogóle, to w końcu sobota, więc trzeba celebrować nadchodzący wieczór. Powiem szczerze, że nadeszła tak szybko, że niemalże nie zauważyłem kiedy minął mi tydzień. Ten kończący się ekspresowo przeleciał przez kalendarz. No tak ! Nie inaczej. Dopiero co był weekend, a już mamy następny. Ale co najważniejsze, następny tydzień będzie miodzio krótki, bo trzydniowy. A potem cztery dni wolnego. Perspektywa wielce zachęcająca i pozytywnie nastrajająca. Chciało by się powiedzieć - chce się żyć ! No i tego się trzymajmy, zanim napadnie na nas niedzielna deprecha ;)
Z tą niedzielną depresją to jest tak, że pławiąc się w zeszłym tygodniu w basenowej kąpieli, liczyliśmy z moim interlokutorem, ile to też tych depresyjnych niedziel zostało do naszego urlopu :)). No to dzisiaj zerkając w kalendarz mogę rzec, że owych jednostek czasu pozostało ... 10. A potem hulaj dusza ... i ciało :) Jeszcze nie wiadomo gdzie, ale przynajmniej wiadomo "że". Tej myśli się trzymam i puścić się nie mogę. :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz