Chłodno, wietrzenie i wilgotno przywitał nas maj. To że trochę pokropiło, to pół biedy. Jednak 12,5 st.C w południe i narodowe flagi targane wiatrem - to już przesada. A jeszcze wczoraj, na pohybel prognozom, dzień słoneczny był i sympatycznie ciepły, bo jeszcze wieczorem w Międzybrodku było 19-20 st.C. Pozostało po tym wspomnienie.
Fajnie mi się wczoraj jechało z powrotem do domu. Jeszcze przed wyjazdem w Beskidy skusiłem się zatankować ciut lepsze paliwo na stacji firmy "Muszla", i albo to złudzenie, albo rzeczywiście autko bardziej chyżo zbierało swoje konie do pędu. Szkoda, że poza promocją paliwo "z dodatkową mocą" jest jednak troszkę za drogie.
Dzisiaj prawdziwie klasyczny lazy-day. Gdyby nie trzeba było jakiejś pożywki dla enzymów trawiennych zapodać, to pewnie bym się nie ruszył z wyrka do tej pory. Ale, jak już wstałem to nastawiłem świąteczne pranko, trochę poczytałem co w świecie piszczy, co o meczu BVB vs Real skrobią gryzipiórki, zerknąłem na pogodę na kolejne dni (zgroza!), no i klepie teraz te literki, jako mój przyczynek do poszerzenia dorobku "światowej literatury domowej" ;)
Zaraz wezmę się za porządki w klatce Beniuchy. Trochę zaniedbałem uszatą. Ale to wszystko przez zachwianie równowagi w kalendarzu. Gdyby nie ten weeeeeeeeeekend, to w sobotę tradycyjnie miałaby czyściutko i pachnąco. A dzisiaj - a to już środa - Beniucha kicha, prycha i złości się, że jej nikt obornika z chlewu nie uprzątnął :)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz